Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Euro 2024 oczami byłego reprezentanta Polski

03-07-2024, 14:56 Dawid Kosmalski

O trwającym Euro 2024 i udziale w nim reprezentacji Polski rozmawiamy z Janem Benigierem, mieszkającym w Rudzie Śląskiej, byłym reprezentantem Polski, srebrnym medalistą olimpijskim z Montrealu (1976 r.), trzykrotnym mistrzem Polski i zdobywcą Pucharu Polski z Ruchem Chorzów, a także trenerem UEFA PRO. Jan Benigier był również uczestnikiem ćwierćfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Odznaczony m.in. Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe, a także posiadacz tytułu “Mistrza Sportu”. 

- Pana zdaniem wynik naszej kadry jest na miarę możliwości, czy jednak czuje się Pan rozczarowany? 

- Jechaliśmy na Mistrzostwa Europy właściwie “na kredyt”, bo zakwalifikowaliśmy się bocznymi drzwiami. Reprezentacja Polski w tym składzie, w tej układance, po prostu zawiodła. Patrząc na inne zespoły, które przyjechały do Niemiec, to nie dość, że się odmładzają, to jeszcze prezentują zupełnie inną piłkę. Grają z zacięciem, a my odstawiamy nogę, żeby uniknąć kontuzji. Myślałem, że zagramy troszkę lepiej - na dwóch napastników od początku i dwóch bocznych wchodzących. I niech się dzieje, co chce. A tutaj okazało się, że niestety, jak Robert Lewandowski wchodzi na boisko, to patrzymy na niego i czekamy, żeby to on wziął piłkę, strzelił i żebyśmy wygrali. Niestety, najlepszych w kadrze w tej chwili mamy bramkarzy, a nie napastników, czy pomocników. Jakbyśmy nie mieli tych bramkarzy, to przegralibyśmy bardzo wysoko. Brakuje także liderów - myślałem, że będzie nim Piotr Zieliński w środku pola, ale tak się nie stało. W przypadku Holandii, wiadomo, że byliśmy na straconej pozycji, ale to jeszcze źle nie wyglądało. Liczyłem na mecz z Austrią, że nie przegramy. Jednak nie zdobyliśmy żadnego punktu. Pokazało to wszystkim, na jakim etapie jesteśmy. Na 30. miejscu w Europie. Gramy do tyłu. My gramy na utrzymanie piłki. I wtedy eksperci mówią - no nieźle to wyglądało, bo mieliśmy… 37-40 proc. posiadania piłki. Wydawało mi się, że najłatwiejszy mecz dla nas będzie ten ostatni, bo Francja nas zlekceważy i będzie już pewna awansu. I ten mecz wyszedł nam tak na luzie, lepiej.

- PZPN ogłosił, że Michał Probierz zostaje na swoim stanowisku. To dobra decyzja?

- Myślę, że trener Michał Probierz w tej chwili jest najlepszym kandydatem, jakiego mamy. Dlaczego? Nie boi się. Ma typowy taki śląski (selekcjoner pochodzi z Bytomia - przyp. red.), zacięty charakter. I dobrze, niech zostanie, bo jeżeli miałby odejść, to niech mi Pan powie, kto jest lepszy na jego miejsce? Liczę na to, że on sobie nie pozwoli na to, żeby ktokolwiek z PZPN-u czy “baronowie” z poszczególnych województw zdecydowali, kto może grać w reprezentacji. Mamy nowego trenera, notabene ze Śląska, a także możliwość zmiany pokoleń, która musi nastąpić, bo ktoś kończy karierę, a ktoś musi wejść do tego zespołu. Wszyscy mają tam swoje lata - Zieliński, Lewandowski, czy kończący reprezentacyjną karierę Szczęsny i Grosicki. Trzeba pozwolić trenerowi, żeby ta ekipa odmłodziła się. Wprawdzie mamy młodych zawodników, którzy wchodzą do reprezentacji, ale ci są jeszcze niewykształceni.

- Gdzie więc szukać młodych, zdolnych piłkarzy?

- Najważniejszym problemem jest szkolenie tych ludzi. Niech Pan zwróci uwagę, kto z tych młodych, mających lat 17-18, w tej chwili gra gdzieś w polskich ligach. Niewielu zawodników się przebija - znacznie szybciej uciekają za granicę. Jak zawodnik dobrze się prezentuje, to my nawet nie wiemy, że on już jest we Włoszech, już jest w Niemczech, czy we Francji. W Polsce, jak się trafi talent, to wtedy się nim handluje. Mógłbym mówić o wielu przykładach młodych piłkarzy, których rodzice myśleli, że jak syn pojedzie za granicę, to zrobi wielką karierę i rodzina będzie z tych pieniędzy żyć. Chciałbym, żebyśmy w polskiej lidze grali tymi młodymi, utalentowanymi. Ale żeby wykształcić takich piłkarzy, to musi zmienić się poziom ich szkolenia oraz osób, które się tym zajmują. Często okazuje się, że trenerzy grali w okręgówce, potem niżej i nie potrafią nawet przyjąć piłki. Kiedy grałem jako młody chłopak w trzeciej lidze, to trener niewiele mnie nauczył. Kolejni, na których trafiałem, w Łodzi i potem w Chorzowie, często mówili, że: “Ja Cię niczego więcej nie nauczę, bo Ty umiesz wszystko. Na boisku zrób, co chcesz, bo 30 tysięcy ludzi przychodzi na mecz tylko dlatego, że my zawodnicy na tym boisku gramy według własnego pomysłu”. Co ciekawe, nauczyłem się wtedy jak… wiązać buty. Dlaczego? Bo piłka jak trafi na źle zawiązane sznurowadło, to trudniej ją skontrolować. Poza tym dużo poświęcałem na interwały. A teraz, kto trenuje przed meczem wydolnościowo? Kto trenuje w kamizelkach z ołowiem, tak jak my przed laty? Ktoś powie - historia. Stare metody. Ale ja powiem tylko - wyniki były. Po interwale niekiedy to człowiek miał dosyć, że w ogóle na tym boisku był. Ale kończył się mecz, a ja schodziłem i myślałem - jeszcze pojadę do kawiarni, posiedzę, troszkę się pobawię, bo nie męczyło mnie granie - za to dwie godziny przed meczem jeszcze miałem trening.

- Wracając do mistrzostw, to kogo Pan widzi teraz jako faworyta? 

- Jest takie powszechnie znane powiedzenie, że wszyscy grają, a na końcu Niemcy i tak wygrywają. Myślałem, że będzie tak, bo atut Niemców jest oczywisty - grają u siebie. Kto im stanie na drodze? 

- Może Austria? [rozmowę przeprowadziliśmy przed wtorkowym meczem Austria - Turcja]

- Nie, nie, nie. Ja już Panu mówię. Rozmawiałem z ludźmi mieszkającymi w Anglii oraz w Szkocji, bo do mnie dzwonią i myślałem, że Szkoci będą trochę lepiej grali. A tu się okazało, że są podobni jak Polacy, z takim samym wynikiem jadą do domu i już ich też nie ma. No to kto? Włochów i Belgów już nie ma, nie wierzę także w Portugalię. Już nie mówię o Holandii, bo Holandia gra jak zwykle - dziesiątkami podań. Podsumowując, wydaje mi się, że mecz Niemcy-Hiszpania to będzie przedwczesny finał. Ale z drugiej strony to jest turniej, który obfituje w niespodzianki. Taki urok futbolu. 

- Na co najbardziej zwraca Pan uwagę podczas trwających mistrzostw?

- Najbardziej interesuje mnie to, kto może przejść pod bramkę sam, dostać piłkę, jak np. w Niemczech młody człowiek (Jamal Musiala), który potrafi przepięknie dryblować. On dobrze rokuje. Inne zespoły też mają w swoich szeregach po jednym dobrym zawodniku, ale moim zdaniem całe mistrzostwa polegają na tym, żeby ktoś miał w swoich szeregach wschodzącą gwiazdę. Żeby to był taki zawodnik, na którego inni mogą liczyć, że jak dostanie piłkę, to coś z nią zrobi - tak jak kiedyś bywało. A w pozostałych zespołach? Umiejętnościami naprawdę, przynajmniej mi, bardzo zaimponowali Nico Williams i 16-letni Lamin Yamal, którzy potrafią przebiec 30 metrów, gubiąc iluś po drodze przeciwników i oddać strzał na bramkę. Tylko że to jest dość sporadyczne.

- À propos wspomnianego wcześniej Lewandowskiego - karny z Francją. Co Pan myśli o takim sposobie jego wykonywania? 

- Utarło się, że zawodnik, który podchodzi do karnego, musi wiedzieć, co ma zrobić i jak uderzyć. Ale Lewandowski przekombinował. Podszedł, zrobił zamach, przeczekał, ale i tak mu to nie wyszło. Nie wiem, czy VAR dobrze zrobił, powtarzając tego karnego. Uważam, że Lewandowski w ogóle nie powinien wykonywać tej “jedenastki”. Jeżeli wchodzi na boisko i macha rękami, pokazuje, gdzie kto ma grać i do kogo - jest dla mnie nieodpowiednie zachowanie. 

- Dziękuję za rozmowę.

Fot.: Zygmunt Anczok (z lewej) i Jan Benigier. Fotografia z zasobów prywatnych


Komentarze