Bieganie pokonuje słabości i ograniczenia
13-07-2017, 10:44 Agnieszka Lewko
Biega od 2011 roku, ale już na swoim koncie ma wiele biegowych sukcesów, w tym zdobycie srebrnego medalu podczas Mistrzostw Świata w biegu 24-godzinnym w Belfaście. Jak sam przyznaje bieganie to aktywność, która niezależnie od warunków atmosferycznych, daje mu radość. Rozmawiamy z rudzkim biegaczem z klubu TKKF „Jastrząb” Ruda Śląska Przemysławem Basą.
Mistrzostwa Świata w Belfaście okazały się dla Pana wielkim sukcesem, bo oprócz srebrnego medalu zdobytego drużynowo, pobił Pan swój życiowy rekord. Jakie to uczucie osiągnąć coś takiego?
Przede wszystkim czuję się szczęśliwy. To dla mnie świetna motywacja do dalszej pracy, ponieważ widzę, że wysiłek przełożył się na wynik.
Ile km Pan przebiegł? I jak ten wynik przedstawiał się w klasyfikacji generalnej mężczyzn?
Według nieoficjalnych wyników pokonałem 248km 309m co pozwoliło mi zająć siedemnastą lokatę wśród panów.
Który już raz wziął Pan udział w biegu 24-godzinnym?
To był mój czwarty start na tym dystansie.
Jaką trasę trzeba było przebiec?
Trasę stanowiła pętla długości 1653m. Cała nawierzchnia była betonowa co dawało się we znaki już po kilku godzinach. Na trasie były też dwa podbiegi. Jeden łagodny, ale za to dosyć długi, gdzie wiał przeciwny wiatr oraz drugi krótki, ale za to ostrzejszy i też dawał w kość.
Czy myśli Pan, że kiedyś uda się zajść jeszcze wyżej w tych zawodach?
Może Panią to zaskoczy, ale zajęcie określonego miejsca na zawodach nie jest dla mnie najważniejsze. Dla mnie najważniejsza jest radość, jaką odczuwam podczas biegania, lubię pokonywać własne słabości i ograniczenia. Oczywiście rywalizację też lubię, więc na zawodach zawsze daję z siebie wszystko nie ważne, czy walczę o podium czy na przykład o 40 miejsce. Koledzy, przyjaciele i rodzina często zadają mi pytanie: „To, które zajmiesz miejsce?". Jednak ja wtedy obiecuję im jedno - walkę.
Jaki jest Pana biegowy cel i biegowe imprezy, w których zamierza Pan wziąć udział?
Biorę udział w wielu imprezach biegowych. Niektóre z nich traktuję jako sprawdzian przed poważniejszymi zawodami, by zobaczyć, na jakim etapie znajduje się mój organizm. Do takich imprez z pewnością zalicza się „Bieg Wiewiórki” w Rudzie Śląskiej, gdzie wykonania solidnego treningu, często rywalizuję o miejsce na podium. Jednak najlepiej czuję się na długich dystansach. Marzę, by wziąć udział w biegu 48h i jeśli termin nie będzie kolidował z innymi biegami ultra (12h i 24H) to kto wie, może już w przyszłym roku spróbuję. Chciałbym też wystartować w Spartathlonie, ale do tego biegu chcę przygotować się szczególnie.
Jakimi jeszcze osiągnięciami biegowymi może się jeszcze Pan pochwalić? Które uważa Pan za najważniejsze?
Może wspomnę tylko o jednym bardzo ważnym dla mnie, czyli o „Biegu Katorżnika”, który odbywa się co roku w Lublińcu. Brałem w nim udział dwa razy, ale tylko raz ukończyłem. Mój trener August Jakubik często powtarza, że ciałem biega się na początku, ale żeby coś osiągnąć, trzeba biegać głową, czyli nakłaniać ciało do dalszego wysiłku mimo, że wydaje się nam, że więcej nie mamy energii. Bieg Katorżnika ukończyłem za drugim podejściem w 2012 jako trzeci zawodnik licząc od końca. O czasie nawet nie wspomnę, bo ktoś pomyśli, że się czołgałem, a nie biegłem. Jednak ten bieg miał dla mnie znaczenie strategiczne. Przekonałem się, że słowa mojego trenera to nie teoria, tylko fakty. Po raz pierwszy uwierzyłem w swoje możliwości oraz w to, że mogę zmienić siebie. Myślę, że ten bieg był jedną z najcenniejszych lekcji w mojej biegowej pasji.
Dzięki swoim licznym osiągnięciom można powiedzieć, że jest Pan zawodowym biegaczem. Ile trzeba trenować codziennie, żeby dojść do takiego etapu?
Myślę, że u każdej osoby wygląda to inaczej. Ja potrzebowałem zaledwie kilku lat, aby znaleźć się w tym miejscu. Nie wiem, co jest moim atutem, czy niewielka waga czy charakter, czy określone treningi. Może wszystko po trochu. Nie biegam codziennie - z reguły 4 razy w tygodniu. Zaczynałem od 10 km tygodniowo, potem zrobiło się 30-40km, a teraz jest to 80 km do nawet 200 km tygodniowo. Odkąd zacząłem biegać pokonałem 20 tysięcy km, czyli nie aż tak dużo.
A do jakiego klubu Pan należy? Z czym wiąże się przynależność do takiego klubu i co daje Panu jako biegaczowi?
Na co dzień reprezentuję klub KRS TKKF „Jastrząb" Ruda Śląska, do którego należę od 2012 roku. Tutaj jest trener i większość kolegów, z którymi biegam i od których się uczę. Każdego roku organizowana jest pokojowa sztafeta biegowa co świetnie nas integruje. Od 2014 należę także do TL Pogoń Ruda Śląska. Dzięki temu klubowi mogę mieć licencję PZLA, która uprawnia mnie do udziału w Mistrzostwach czy to krajowych czy międzynarodowych takich jak np. Mistrzostwa Świata w Belfaście.
Od jakiego czasu Pan trenuje i dlaczego akurat postawił Pan na bieganie? Czy jeszcze jakieś dyscypliny sportu są Panu bliskie?
Biegam od marca 2011 roku, czyli nie aż tak długo. A dlaczego biegam? Cóż to jedyna aktywność, która niezależnie od pogody zawsze sprawia mi radość. Próbowałem jazdy na rowerze, pływania czy siłowni, ale to nie było to.
Jeśli może Pan zdradzić, to czy Pana życie zawodowe łączy się w jakiś sposób ze sportem?
Obecnie pracuję Zakładzie Usług Kominiarskich Bronisław Gilewski w Zabrzu. Właśnie tutaj zaczęła się moja przygoda z bieganiem. Mój kolega Krzysiek Puchała namówił mnie, abym zapisał się na „Bieg Katorżnika”. W samej pracy nie biegam, ale wykonuję wiele czynności, które wymagają siły fizycznej, co z pewnością korzystnie wpływa na moją efektywność w bieganiu. Poza tym mój szef Bronisław Gilewski wspiera finansowo moją pasję.
Czy łatwo pogodzić bieganie z życiem codziennym?
Myślę, że tak, trzeba jednak dobrze planować. Czasami musimy być w tym elastyczni (uwzględniając plany rodziny i inne obowiązki), ale też konsekwentnie, aby nie odpuszczać i mimo wszystko trening wykonać.
(Foto: Facebook)
Komentarze