Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Tak działają „Super W”

13-12-2014, 16:18 Joanna Oreł

Około 70 obdarowanych rodzin, kilkudziesięciu wolontariusz i setki ofiarnych serc. Tak w skrócie można podsumować 5. finał „Szlachetnej Paczki” w Rudzie Śląskiej.

W drugi grudniowy weekend siedziba Hufca ZHP w Rudzie przypomina magazyn św. Mikołaja. Kilkaset paczek, radość i wzruszenie. W takiej atmosferze kilkudziesięciu wolontariuszy wraz z darczyńcami rozwożą świąteczne podarunki w ramach finału akcji „Szlachetna Paczka”.
- W tym roku w rejonie południowym przygotowaliśmy paczki dla 25 rodzin. Natomiast w północnym - dla 46 - mówi Anna Mucha, liderka rejonu Ruda Śląska w „Szlachetnej Paczce”.

Rodziny te zostały wybrane spośród najbardziej potrzebujących. - Pomagamy tym, którzy faktycznie tego potrzebują i którzy chcą poprawić swoją sytuację życiową - podkreśla Anna Mucha. - Wszystkie podarunki dopasowano pod konkretne potrzeby rodziny, bo tylko wtedy taki podarunek staje się prawdziwym prezentem, którzy cieszy.

Jak dodaje liderka - to impuls do walki o lepszy los. - A co za tym idzie - szansa, że komuś za miesiąc uda się znaleźć pracę, za dwa miesiące taka osoba zacznie spłacać długi, a za rok wróci do nas, by pomagać jako wolontariusz - tłumaczy Anna Mucha.

Ale uczestnictwo w „Szlachetnej Paczce” daje nie tylko nadzieję na zmiany u rodzin potrzebujących. - Przychodzą do nas osoby, które nie wierzą w ludzi. Nie wierzą, że ta akcja ma sens. Natomiast, gdy rozmawiam z nimi po zakończeniu projektu, widzę jak ci ludzie się zmieniają. Pokornieją wobec życia - mówi Mucha.

Liderka podkreśla także, że w tym roku rudzianie byli wyjątkowo hojni. - Praktycznie już tydzień przed finałem akcji mieliśmy komplet paczek dla rodzin z Rudy Śląskiej. Dlatego Ruda Śląska stała się magazynem zastępczym dla Myszkowa. To dowód na to, że ludziom chce się pomagać, a rudzianom szczególnie - twierdzi Anna Mucha.


Także dla niej samej uczestnictwo w akcji to wielka lekcja życia i niesamowite wzruszenia. - Najbardziej wstrząsnął mną moment, kiedy dwa lata temu razem z darczyńcą odwiedziliśmy jedną z rodzin, w której najstarszym dzieckiem był 17-letni Adrian - wspomina pani Anna. - Cała rodzina niesamowicie cieszyła się z prezentów, dzieci piszczały, a rodzice aż się popłakali. Tymczasem Adrian cały czas stał na uboczu z pokerową miną. Dopiero jak wychodziłyśmy przytulił mnie i panią darczyńcę. Nikt w życiu nie przytulił mnie tak jak on. Ze ściśniętym gardłem był w stanie wydusić z siebie tylko „dziękuję bardzo”, a że próbował ukryć swoje wzruszenie to nie potrafił wypuścić nas z ramion.


Komentarze