Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Strych pełen magii

30-10-2019, 07:25 Joanna Oreł

Sprawia, że duch starych przedmiotów odżywa. Nadaje im nowe znaczenie, bo każdą rzecz wybiera tak, jakby miała znaleźć się ona w jej własnym domu. Anna Szymańska, z którą dzisiaj rozmawiamy, zrezygnowała z pracy w oświacie, by w lipcu tego roku otworzyć w Halembie komis przedmiotów używanych „Strych Ani”.

- Skąd pomysł, aby otworzyć sklep ze starociami?
- Jak każda kobieta lubię otaczać się pięknymi przedmiotami. Aranżując własne gniazdko, szukałam takich rozwiązań, jakich nie spotkałabym u nikogo innego. Podczas wakacji za granicą nabyłam używane żyrandole, kute w metalu przypominające cylindry, kredens apteczny, który stoi u mnie w jadalni, obrazy i wiele dodatków. Wzbudzało to podziw znajomych, a ja wiedziałam, że u nikogo nie znajdę podobnych. To dawało poczucie pewnej wyjątkowości. Na początku nie traktowałam tego jako pracy. Dobrze się bawiłam, wyszukując piękne przedmioty, potem dokonywałam drobnych poprawek, renowacji i chwaliłam się efektami swojej pracy. A że wzbudzało to zainteresowanie, pojawiły się oferty zakupu, więc pomysł niejako przyszedł sam. Zakupione cudeńka przechowywałam na strychu. Łatwo można domyślić się, co nastąpiło później.

- W jaki sposób pozyskuje Pani przedmioty?
- Każdy odreagowuje stresy na swój sposób. Moją ucieczką jest szlifowanie mebli, malowanie, lakierowanie oraz ozdabianie. W sklepie z farbami i lakierami czuję się jak dziecko w dziale zabawek. Te meble, które mają bardzo zniszczoną nawierzchnię, ale ciekawy kształt, nabywam z myślą renowacji. Z kolei wyroby szklane i tekstylne staram się odkupować w dobrym stanie, by wymagały jedynie porządnego umycia czy odświeżenia. Ale nie odnawiam ich wszystkich sama. Czasem goście „strychowi” pytają o kredensy, szafki, które mogą poprawić sami. Spotykam się również z dużą grupą ludzi, którzy pożądają zadrapań, śladów użytkowania. To jeszcze bardziej uwydatnia duszę przedmiotu. Na przykład stary stół z drzewa egzotycznego z kutymi elementami na obrzeżach. On nie może być pokryty świeżutkim lakierem czy białą farbą. One zabiją jego charakter. Wyroby szklane, tekstylne staram się odkupować w dobrym stanie, by wymagały jedynie porządnego umycia czy odświeżenia.

- Co znajdziemy u Pani w komisie?
- Każdy mebel, czy dekorację wybieram tak, jakbym je kupowała dla siebie do domu. Uważam, że będę wówczas wiarygodna, przekazując je innym. Zwracam dużą uwagę na jakość, styl, kolor, kształt i fakturę. Mam słabość do kolorowego szkła, do artystycznej ceramiki, wyrobów z gliny oraz metaloplastyki. Wybieram kredensy kuchenne, które mają duż szufladek, podświetlenie i sztukaterie. Z kolei krzesła z drzewa egzotycznego, wiklinowe, a także z trawy morskiej. Poświęciłam jeden dział kategorii glamour, w którym jest spora kolekcja świeczników, wazonów, dekoracji z ceramiki w kolorze srebrnym i lustrzanym. Myślę, że trafiam w różne gusta. Staram się porządkować przedmioty tematycznie: wiklina, srebro, dekoracje marynistyczne, rolki i kaski dziecięce, szkło kolorowe, poduszki ozdobne, tekstylia, ramki, obrazy, lustra oraz artykuły kuchenne. Trudno jest mówić o konkretnych perełkach, choć rozstanie z niektórymi przedmiotami sprawia mi trudność. Dlatego cieszę się, kiedy przeglądam zdjęcia pod recenzjami na mojej stronce Strychu, wysyłane przez gości, które są dowodem na to, że moje przedmioty mają się dobrze i ofiarowano im nowe życie. Trochę żartuję, ale to obrazuje, ile serca wkładam w wybory strychowych perełek.

- Mówi się, że stare przedmioty i rzeczy mają duszę... Z czego to wynika?
- Z widocznych śladów użytkowania, czasem z rdzy, z widocznie starych desek w lampionie czy ramce na zdjęcia. Stare szkice, grafiki przedstawiające ulice i domy, jakich nie pamiętamy. Każdy przedmiot już gdzieś wysłużył się, mieszkał w innym domu. Strych otwarty jest szczególnie dla osób, które doceniają to i tworzą w swoich domach klimat vintage, prowansalski oraz sielski. Coraz więcej ludzi przyciąga historia. Jesteśmy zmęczeni, zabiegani, otoczeni sztucznością i nienaturalnością. Chciałam przywołać wspomnienia widokiem emaliowanych kanek, w jakich kiedyś przechowywało się mleko, korytami drewnianymi, wiklinowymi koszami, haftowanymi obrusami, dywanikami plecionymi z kawałków materiałów, starymi lampami olejnymi. Mam sentyment do wsi, do czasów, kiedy żyło się wolniej. Klimatu, który kojarzy się ze spokojem, z tradycją, odwołuje się do wspomnień, do marzeń o wakacjach na wsi, nastroju świątecznym u babci, gdzie czuć zapach drzewa i potraw. „Strychowe” przedmioty przywołują te wspomnienia. Ale to przychodzi z wiekiem. Od jakiegoś czasu miałam silną potrzebę zwolnienia, zastanowienia, przemyśleń, a wreszcie zmian… Wszystkie te aspekty bardzo się przenikają. Wspomnienia, nadzieje, rozmyślania, wartości, potrzeby… Taki jest Strych. Troszkę melancholijny, niejednoznaczny, osobliwy, zróżnicowany.

- Od kiedy prowadzi Pani działalność w Rudzie Śląskiej oraz dlaczego akurat w tym mieście?
- Jestem rudzianką. Stąd pochodzę, choć moje korzenie są na Lubelszczyźnie. Chciałam być blisko domu. Uznałam, że na tyle reklamuję się w sieci, że dla potencjalnego gościa Strychu nie będzie miało znaczenia, czy przyjedzie do Rudy Śląskiej, czy do pobliskich Katowic, które też mają klimat, ale tam już dochodzi problem parkingu oraz wyższych cen lokali. A ja bardzo nie chciałam podnosić cen swoich artykułów. Wierzę też w moc reklamy przenoszonej pocztą pantoflową. Wiele pań przychodzi z czyjegoś polecenia. A kiedy się to zaczęło? Jakieś dwa lata temu. Nie pamiętam konkretnego dnia. Stało się tak, że miałam o jeden mebel za dużo. Sprzedałam go na OLX. Potem kupiłam inny, który przemalowałam. Równie szybko znalazł nabywcę. Jednocześnie rozszerzałam asortyment o drobniejsze dekoracje. Prawdziwe otwarcie Strychu nastąpiło 26 lipca.

- Wiem, że zanim otworzyła Pani komis, pracowała Pani jako nauczycielka. Co zadecydowało Pani o tym, że postanowiła Pani zamknąć ten etap swojego życia i rozpocząć kolejny - w komisie używanych przedmiotów?
- Bycie nauczycielem to piękny i bardzo ważny rozdział mojego życia. Nadal, kiedy o tym mówię, pojawiają mi się łezki w oczach, bo z każdym rokiem czułam coraz większe rozczarowanie sytuacją w oświacie. Uwielbiałam uczyć, prowadzić chór, grać na instrumentach, pisać nuty, wyjeżdżać z młodzieżą na koncerty i je organizować. Raz w miesiącu organizowałam wyjazdy do Filharmonii, Teatru Rozrywki, NOSPR-u (czasem do północy). To wszystko robiłam poza godzinami etatowymi i naprawdę sprawiało mi to ogromną radość. To ta piękna część zawodu. Ale jest też ta druga… Wystarczy wejść na fora, gdzie widzi się, jak postrzega nas społeczeństwo. Współczesną szkołę zalała ogromna fala biurokracji. Nie chcę zbytnio narzekać. Jednak strajki i głośne niezadowolenie nauczycieli (nie tylko z zarobków - co najbardziej rozdrażniło społeczeństwo), ale i z całego mechanizmu sprawia, że wielu moim znajomym jest po prostu coraz trudniej trwać w tym zawodzie. Praca nauczyciela wymaga ogromnego zaangażowania, także emocjonalnego, często kosztem własnej rodziny. Nie chciałam liczyć lat do emerytury i czekać na poprawę sytuacji. Klimat w oświacie sprawił, że coraz bardziej angażowałam się w moje nowe zajęcie. Nowy sposób nie tyle okazał się dochodowy, co przynosił mi coraz większe zadowolenie i mniejszy bagaż emocjonalny. Wreszcie miałam poczucie, że nie jestem z tyłu z tabelami, sprawozdaniami, programami, rozliczeniami. Decyzja o rezygnacji z pracy nauczyciela była moją najtrudniejszą w życiu. Pożegnałam coś pewnego, stabilnego, odeszłam od zawodu, któremu oddałam dużą część serca. Zaczęłam coś nowego, co dopiero buduję od podstaw. Ale jest to bardzo bliskie memu sercu, stworzone z pasji i silnej potrzeby zmian w życiu.

- Wiem też, że dba Pani o klimat swojego Strychu... To chyba przyciąga innych ludzi?
- Tworząc koncepcję Strychu, nie zakładałam żadnej lady, koszyków zakupowych ani niczego, co może kojarzyć się z atmosferą sklepu. Chciałam, by każdy czuł się swobodnie, jak w domu. Podczas tych pierwszych miesięcy funkcjonowania Strychu, poznałam wiele inspirujących mnie osób. Na przykład pewna pani szukała różnych dzbanków do herbaty. Wzięła kilka. Ciekawość moja nakazała spytać, dlaczego potrzebuje ich tak dużo. Powiedziała mi, że w jej ogrodzie, te dzbanki będą wisiały na drzewach i służyły karmieniu ptaków. Kreatywność ludzi nie zna granic. Strych przyciąga osoby nietuzinkowe, pomysłowe, które potrafią zrobić „coś z niczego”, mają pomysły na wykorzystanie moich przedmiotów. A ja lubię podpytywać, co zamierzają z zakupionym przedmiotem zrobić. Z serwetki można wykonać abażury, ramki do zdjęć można wypełnić sztucznym mchem, ze starych donic można zrobić piękne kompozycje na cmentarz. Na Strychu zapalone są świece i czuć olejki zapachowe. Zmysły są też wytężone dzięki muzyce - jazz, pianino lub muzyka francuska. W soboty nasza „strychowa” sąsiadka robi nam pyszne, domowe ciasto. Zaparzam gorącą kawę, na biurku znajdują się filiżanki. Ale tylko w soboty tak rozbestwiam swoich gości. W tygodniu dużo czasu zajmuje mi dodawanie każdego przedmiotu do strony Strychu, jaką prowadzę na Facebooku. Strona jest już bardzo rozbudowana, tam też panuje swojski klimat. Dodaję codziennie nowe przedmioty, dzielę się jakimiś przemyśleniami, czasem wrzucę jakiś post z pytaniem o film lub książkę na weekend. Osoby z dalszych rejonów kraju dokonują tam rezerwacji, a ja pakuję im paczki i wysyłam w poniedziałki oraz czwartki. Spryciarze z Rudy Śląskiej też zorientowali się, że mogą sobie coś zarezerwować, po czym piszą do mnie w wiadomości o terminie odebrania swojego zamówienia. Tak więc udało mi się stworzyć coś innego, niekonwencjonalnego, co być może znajdzie zwolenników w naszym mieście. Zapraszam w swoje skromne progi codziennie poza poniedziałkami. Ten dzień to wielkie porządki, zdejmowanie z półek zamówień z internetu, wycieranie, mycie, porządkowanie i to, co robimy w domu w soboty.


Komentarze