Rudzianin tworzy od Śląska po Warszawę
05-04-2024, 10:26 Joanna Oreł
W czerwcu na deskach chorzowskiego Teatru Rozrywki odbędzie się premiera musicalu rockowego „School of Rock”, w której na żywo zaśpiewają i zagrają dzieci, tworząc rock’n’rollową grupę muzyczną. Związki tego spektaklu z Rudą Śląską są ważne nie tylko dlatego, że występuje w nim trójka młodych rudzian, ale przede wszystkim z tego względu, że jego reżyserem jest rudzianin, Jacek Mikołajczyk - człowiek o bogatym dorobku artystycznym i sukcesami na koncie. Rozmawiamy z nim w przerwie pomiędzy próbami.
- Na początek pytanie oczywiście o spektakl “School of Rock”. Proszę powiedzieć, na jakim etapie są przygotowania i z jakich względów podjął się Pan jego reżyserii w naszym kraju?
- Obecnie jesteśmy na etapie prób reżyserskich. Mamy już za sobą sporo prób muzycznych i wokalnych. Dzieciaki w dużej mierze opanowały materiał pod względem muzycznym i potrafią zaśpiewać przygotowane dla nich piosenki. Teraz ustawiamy kolejne sceny, co jest najfajniejszą częścią tej pracy, bo powoli rodzi nam się spektakl! Ten tydzień będzie dla nas bardzo intensywny - mam nadzieję, że powstanie zarys przedstawienia i potem przejdziemy do intensywnych prób choreograficznych. Równocześnie trwają próby gry na instrumentach dla dzieci, bo to jest bardzo istotna część przedstawienia. Widziałem to przedstawienie w Londynie tuż po premierze angielskiej. Zachwyciło mnie to totalnie i moim zdaniem jest to jeden z najprzyjemniejszych musicali Andrew Lloyd Webbera (brytyjskiego kompozytora - przyp. red.). To spektakl, który wnosi niesamowitą dawkę pozytywnej energii zarówno przez dzieci, jak i totalnie zakręconego, przesympatycznego, a jednocześnie bardzo niepoukładanego, rockmana Deweya (główna postać, twórca muzycznej grupy uczniów - przyp. red.). I właśnie naładowany tą energią na kilka dni, a nawet tygodni, wyszedłem z teatru w Londynie po zobaczeniu tego spektaklu. Do tego dochodzi rewelacyjna muzyka Andrew Lloyd Webbera, która jest stylizowana na rocka lat 80.-90. Te kawałki wpadają w ucho i był to niesamowity pomysł, żeby zrobić z tego musical teatralny, w którym dzieciaki na żywo grają na instrumentach muzycznych. To jest kolejny poziom, na jaki wchodzimy, jeżeli chodzi o tworzenie musicali z udziałem dzieci, które muszą być po pierwsze aktorami musicalowymi, a po drugie dodać do tego poziom umiejętności gry na instrumentach i tworzenia dziecięcego bandu rockowego. Jest to dla nas wszystkich ogromne wyzwanie. Po tym, jak wyreżyserowałem “Matyldę” w Teatrze Syrena i w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy, gdzie udało się zebrać ekipę zdolnych dzieci i okazało się, że jesteśmy w stanie stworzyć zespół musicalowy, dosyć oczywistym wyzwaniem było to, żeby w Polsce zebrać obsadę do musicalu “School of Rock”. I wtedy pojawiło się zaproszenie do współpracy ze strony dyrektorki Teatru Rozrywki, Aleksandry Gajewskiej. Stwierdziliśmy, że to jego deski i zaplecze będą najlepszym miejscem dla „School of Rock”.
- Jesteście już na zaawansowanym etapie prac, bo pozostały niespełna trzy miesiące do premiery, ale proszę opowiedzieć o samych castingach do dziecięcej obsady “School of Rock”.
- Najtrudniej było wyłonić te dzieci, które będą mogły grać na instrumentach muzycznych - na gitarze, na basie, na perkusji i na keyboardzie. Na szczęście udało nam się ten zespół skompletować. W tym miejscu warto zaznaczyć, że jeśli chodzi w ogóle o umiejętności dzieci, jeśli chodzi o śpiewanie i zdolności aktorskie, to mamy w Polsce naprawdę bardzo wysoki poziom. Zostało stworzonych w ostatnich latach wiele szkół musicalowych i są dzieciaki, które specjalizują się w tym. Powstał duży rynek dla dziecięcych aktorów nie tylko w teatrze, ale na przykład w dubbingu. Dzieci, które rzeczywiście stawiają na to, a rodzice popierają ich rozwój w tym kierunku, mają co robić. To jest bardzo ważne, bo przede wszystkim chodzi o rozwój dziecka i o to, żeby dzieciaki znalazły radość tworzenia teatru, odczuły tę radość i mogły w takim przedsięwzięciu uczestniczyć.
- Ten musical ma dla Pana wartość sentymentalną z uwagi na pochodzenie z Rudy Śląskiej?
- Oczywiście, że tak. Jest to dla mnie w ogóle sentymentalny powrót na Śląsk, bo zawodowo jestem związany z Teatrem Syrena od 2017 roku, ale mniej więcej 10 lat wcześniej przeniosłem się do Warszawy, gdzie pracowałem w różnych miejscach. “School of Rock” jest moim pierwszym przedstawieniem na Śląsku, które zrobiłem od 2015 roku. Wówczas był to mój debiut reżyserski w “Rodzinie Adamsów” na deskach ówczesnego Gliwickiego Teatru Muzycznego (obecnie Teatr Miejski w Gliwicach - przyp. red.). Dlatego wracam tutaj z radością. Jeszcze jedna rzecz jest dla mnie istotna - jako uczeń II Liceum Ogólnokształcącego w Rudzie Śląskiej-Wirku zostałem wciągnięty do świata teatru. Jako że jest to bardzo teatralne liceum, od czasu rozpoczęcia nauki właśnie w wireckim “Morcinku” bardzo dużo chodziłem do teatru ze szkołą i poza szkołą. I tam też łyknąłem teatralnego bakcyla - zacząłem o nim pisać, działać w młodzieżowych zespołach teatralnych i tak dalej.
- Wracając do “Rodziny Addamsów” i “Złotej Maski” - którą Pan wówczas otrzymał - można powiedzieć, że ten spektakl i ta nagroda były dla Pana trampoliną do Warszawy?
- Nie tyle do Warszawy, co w ogóle do pracy reżysera w teatrze. Dalsze moje losy były takie, że Przemysław Kieliszewski, dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu, zaproponował mi współpracę i wyreżyserowałem tam musical “Zakonnica w przebraniu” we własnym przekładzie. Następnie przez chwilę byłam związany z Teatrem Muzycznym w Poznaniu właśnie jako reżyser, co z kolei poskutkowało tym, że mogłem wystartować w konkursie na dyrektora Teatru Syrena. Także rzeczywiście - w tej “Rodzinie Addamsów” wszystko się zaczęło. Swoją drogą spektakl po przekształceniu teatru w Gliwicach wystawiliśmy w tej samej inscenizacji w Warszawie i w Poznaniu i nadal jeszcze jest grany - można go zobaczyć w tych samych dekoracjach, w tych samych kostiumach i nawet częściowo z tymi samymi aktorami właśnie w Warszawie. Była to koprodukcja Teatru Muzycznego w Poznaniu i Teatru Syrena w Warszawie.
- Wspomniana “Zakonnica w przebraniu” to - według mnie - absolutny hit. Nadal można ją oglądać w Teatrze Rozrywki, gdzie musical grany jest od 2020 roku. Proszę więcej opowiedzieć o pracy nad nim.
- Zanim zostałem reżyserem, byłem tłumaczem musicali, więc przez cały czas to łączę. Kiedy dostaję propozycję wyreżyserowania jakiegoś tytułu, jeżeli jest on w oryginale, wtedy ja najczęściej sam przejmuję tłumaczenie. To bardzo ułatwia pracę, bo etap tłumaczenia staje się wstępnym etapem myślenia o samym spektaklu. “Zakonnica w przebraniu” zagrana w Poznaniu odniosła sukces, co udowodniło nam, że ten tytuł świetnie sprawdza się na scenie polskiej. Parę lat później Teatr Rozrywki zdecydował się wystawić ten musical i poprosił mnie o to, czy może być wykorzystane moje tłumaczenie. Oczywiście zgodziłem się.
- Czy oprócz reżyserii musicalu “School of Rock” oraz użyczenia przekładu do “Zakonnicy w przebraniu” planuje Pan związać się z Teatrem Rozrywki na stałe? Da się to połączyć z pracą dla warszawskiego Teatru Syrena?
- Na stałe jestem związany z Teatrem Syrena, choć oczywiście każda propozycja reżyserii musicalu jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Jeśli chodzi o Chorzów, to niemal natychmiast poczułem się tutaj jak w domu, dlatego już teraz cieszę się na nasz kolejny wspólny projekt. Będzie nim koprodukcja Teatru Rozrywki i Teatru Syrena przy musicalu pt. “Beetlejuice”. Premiera odbędzie się najpierw we wrześniu 2025 roku w Warszawie, a potem w maju 2026 roku w Chorzowie w Teatrze Rozrywki. Mamy wspólne plany i mamy nadzieję, że ten projekt będzie strzałem w dziesiątkę zarówno w Warszawie, jak i na Śląsku.
- Dziękuję za rozmowę.
Jacek Mikołajczyk to reżyser, tekściarz, tłumacz i teatrolog, od 2017 roku dyrektor Teatru Syrena w Warszawie, a od 2020 r. zastępca dyrektorki ds. artystycznych. Rudzianin był również kierownikiem literackim Gliwickiego Teatru Muzycznego w latach 2002-2014, gdzie w 2015 roku zadebiutował musicalem “Rodzina Addamsów” we własnym tłumaczeniu, za który otrzymał nagrodę teatralną “Złota Maska” w kategorii najlepszy reżyser.
Foto: Teatr Rozrywki/Artur Wacławek
Komentarze