Od „Rudzian” do Pekinu
03-12-2025, 13:01 BL. Foto: Beijing Dance Academy
„Moja droga zaczęła się od „Rudzian”, prowadziła przez baletówkę – szkołę charakteru – aż po sceny Pekinu. Tańczę, bo to jest moje życie – sposób, w jaki oddycham, czuję i opowiadam o sobie światu” – mówi Julia Kulawik z Rudy Śląskiej.
Studentka Wydziału Teatru Tańca Akademii Sztuk Teatralnych w Bytomiu. Filigranowa, długowłosa, niemal eteryczna – sprawia wrażenie kruchej, a jednak w jej ruchach i spojrzeniu widać tę siłę, którą mają tylko dojrzałe tancerki.
Rudzianie – początek wszystkiego
Zaczęło się od Zespołu Pieśni i Tańca „Rudzianie”. To tam, jako dziecko, poznałam taniec i radość z tego, że mogę się ruszać i być częścią zespołu. Występy w barwnych strojach, rytm pieśni, energia naszej grupy – to był mój pierwszy kontakt z tańcem i ze sceną. W „Rudzianach” spędziłam kilka lat, i był to bardzo piękny czas.
Baletówka – szkoła charakteru
Potem przyszła szkoła baletowa – najpierw Bytom, później Katowice, a jeszcze później Studium Wokalno-Baletowe w Gliwicach. To był czas ogromnego wysiłku, obciążenia dla ciała i psychiki. A jednak ten trud zahartował mnie, stałam się silniejsza, a szkoła baletowa nauczyła dyscypliny, wytrwałości i solidarności. Jestem bardzo wdzięczna mojej klasie, bo w szkole nie było rywalizacji, lecz ogromne wsparcie. Razem przechodziłyśmy podobne trudności i wiedziałyśmy, jak podtrzymać na duchu tę, która akurat miała cięższy okres.
Akademia – wszechstronność
Dziś studiuję na Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie, na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu, w starej kamienicy. To miejsce wyjątkowe – powstało w 2007 roku z inicjatywy Jacka Łumińskiego, twórcy Śląskiego Teatru Tańca. Od początku miało kształcić artystów wszechstronnych: nie tylko tancerzy, ale też twórców choreografii, aktorów teatru tańca, ludzi, którzy potrafią grać całym ciałem, gestem, mimiką.
Na roku jest nas 22. Jesteśmy różni – pod względem charakterów i budowy ciała – i to jest nasza wartość. Uczelnia nie tworzy zespołu artystów w stylu „kopiuj- wklej”, lecz stawia na indywidualność. Od pierwszych zajęć traktowani jesteśmy jak samodzielni artyści, tworzymy własne choreografie, improwizujemy, uczymy się opowiadać historie ruchem. Często zakładamy kolektywy – zespoły taneczne, to taka forma projektowania przyszłości. To niezwykle inspirujące: grupa ludzi o różnych talentach, którzy razem tworzą coś nowego, zgrana, rozumiejąca się bez słów. To idealna propozycja dla teatrów – zamiast jednego – cały zespół dobrze znających się wzajemnie tancerzy.
Pekin – furtka w świat
Najważniejszym doświadczeniem tanecznym był dla mnie występ w Pekinie. 24–28 października 2025 roku występowaliśmy w The Beauty of Harmony – World Dance Education Exchange Performance. To była międzynarodowa gala i konkurs baletowy połączony z wymianą edukacyjną, warsztatami prowadzonymi przez tancerzy i choreografów z całego świata. Zostaliśmy zaproszeni jako goście, by zaprezentować swoje układy i siebie. Pojechaliśmy w czwórkę – Angelika Bosacka, Dawid Sozański, Izabela Zwolenik i ja – pod opieką naszej pedagożki Joanny Brodniak-Szymusiak. Przygotowaliśmy dyptyk choreograficzny, dwie opowieści splecione w całość.
Pierwszy układ taneczny, zatytułowany „Pierwsze”, był o zauroczeniu, o pierwszej miłości i niewinności początków. Pokazywał delikatność spojrzeń, lekkość ruchów, tę chwilę, gdy rodzi się więź między dwojgiem ludzi. To była historia subtelna, pełna świeżości i młodzieńczego uroku.
Druga choreografia – moja – nosiła tytuł „Ostatnie”. Opowiadała o oczepinach, o przejściu z panny w mężatkę. To moment niezwykle ważny w życiu kobiety, pełen silnych emocji: wzruszenia, niepewności, wsparcia ze strony rodziny. Narracja była taka, że ja nie do końca chcę jeszcze iść za mąż, a Iza, jako starsza siostra, wspiera mnie w tej decyzji. Chciałyśmy uchwycić dokładnie ten moment przemiany – kiedy matka i siostra zdejmują dziewczynie wianek i zaplatają warkocz. Muzykę skomponował mój brat Krzysztof – stylizowaną na ludową, ale na wskroś współczesną.
Ten występ był dla mnie oknem na świat. Ja, Julia z Rudy Śląskiej, mogłam pokazać swoją sztukę daleko poza granicami Polski. To była też nagroda – zobaczyłam, że lata ciężkiej pracy miały sens. Że warto było. Chińczycy tańczą jak maszyny – każdy ruch idealnie wyliczony, każda noga na tej samej wysokości, gesty twarzy ustalone. Ich taniec jest niemal automatyczny, ale piękny – pełen harmonii i spokoju. A u nas jest jednak temperament, ekspresja, polska energia. To zderzenie kultur było fascynujące i pokazało mi, jak różne mogą być języki tańca.
Teatr tańca
W teatrze tańca najważniejsze jest oddziaływanie na widza. Nie zawsze chodzi o historię, ale o przeżycia, emocje. Opera też się zmienia – coraz częściej sięga po teatr tańca. Moi koledzy tańczyli w „Don Giovannim” – współczesny taniec, aktorstwo. Już nie dopełnienie śpiewu – ale partnerowanie mu. Do Polski dociera wiele inspiracji ze świata. Ze Stanów Zjednoczonych przyszły idee Marty Graham i Isadory Duncan – amerykańskich prekursorek tańca współczesnego, które odrzuciły sztywne ramy baletu i zaczęły traktować taniec jako wyraz emocji i wolności. Z kolei w Niemczech rozwija się nurt ekspresyjny, związany z teatrem tańca (Tanztheater), gdzie ciało staje się narzędziem opowiadania historii. My, w Bytomiu, uczymy się balansować pomiędzy klasyczną tradycją baletu a nowoczesnymi poszukiwaniami – tworząc własny język, który łączy dyscyplinę z ekspresją.
Plany i marzenia
W przyszłości… widzę siebie za granicą, ale – po jakimś czasie wracam do Polski i tu tworzę własny teatr. Chciałabym się jeszcze natańczyć, nawystępować i to bardzo dużo, ale przede wszystkim chciałabym stworzyć przestrzeń dla społeczności, w której się wychowałam – tu, w Rudzie Śląskiej. Dla tych, którzy nie mają styczności ze sztuką taneczną, ale podświadomie jej potrzebują. Ja chcę im to dawać. Marzę o miejscu bezpiecznym, przyjaznym, dla artystów z różnych dziedzin: tańca, teatru, śpiewu, muzyki. I oczywiście – będzie współpraca z bratem, Krzysztofem – już go wykorzystuję w różnych projektach.
Jeśli chodzi o role – nie mam tej wymarzonej. Jestem otwarta na różne formy. I chyba jednak wolałabym stworzyć dla siebie rolę od podstaw, własną, nie odwzorowywać cudzej. bl





Komentarze