Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Góral, filozof, ksiądz

19-11-2025, 12:56 Tekst i foto: bl

14 listopada w galerii Fermata w Goduli odbyło się spotkanie, które trudno nazwać jedynie wieczorem autorskim. Kazimierz Tischner, brat ks. Józefa Tischnera, autor książki „Mój brat Józiu” opowiadał o rodzinie, dzieciństwie, powołaniu – i o tym, co zostaje, gdy człowieka już nie ma, ale jego obecność czuje się nadal.

Między braćmi było 15 lat różnicy. Kazimierz wspomina  swoje dzieciństwo z humorem i czułością.

– Jak miałem sześć lat, Józiu studiował teologię. Pamiętam, że autobus z Krakowa przyjeżdżał o 16.45. Tata mnie nie zabrał na przywitanie, ale Józiu przyszedł, wziął mnie na ręce i pokazał gwiazdy. „Tu masz wielki wóz, tam gwiazdę polarną, która prowadzi do Betlejem.” Ja to dziś słyszę...

Droga do kapłaństwa nie była jednoznaczna. W czasach stalinowskich decyzja o seminarium mogła oznaczać utratę pracy przez rodziców. Ojciec, dyrektor szkoły, zaproponował kompromis: najpierw prawo, potem teologia. Józef zgodził się. Zdał egzaminy, napisał życiorys Lenina – najpiękniejszy w życiu – ale nie został przyjęty ze względu na pochodzenie społeczne. Góralom z komisji to się nie spodobało. Zrobili odpowiedni ruch – i Józef rozpoczął studia prawnicze, które później okazały się przydatne. A potem – pomylił bramy i wszedł na teologię. – Miał powołanie, ale czekał na wybranie. Jeśli Bóg mnie wybierze, pójdę – opowiadał Kazimierz. Tischner nie szukał ucieczki ani potwierdzenia. Czekał na znak, na moment, w którym powołanie stało się konsekwencją zdarzeń i świadomym wyborem.

Wspomnienia przeplatały się z anegdotami. – W szóstej klasie repetował. Wielce zdolny, a repetował. Ale czemu? Ze względu na młody wiek. Każdy ma swoje potknięcia. Człowiek by wtedy nie wiedział, że żyje.

„Mój brat, Józiu” to zbiór wspomnień młodszego brata - oglądanych poprzez pryzmat głębokiej braterskiej więzi, ale też ogromnego szacunku do intelektu, mądrości, głębokiej wiary i odwagi ks. Tischnera. To nie tylko portret rodzinny, ale zapis spotkań z człowiekiem, który potrafił łączyć światy - góralskie i akademickie, duchowe i świeckie, codzienne i filozoficzne.

Kazimierz podkreślał, że Tischner był człowiekiem dialogu. – Nie odwieszał swoich przekonań, ale rozmawiał z każdym - Wspomina sytuację z konfesjonału - Przychodzi góral, trochę podpity. Józiu mu mówi: „Przyjdź jutro, jak wytrzeźwiejesz.” A on na to: „Prosim księdza, jo jutro nie bede mioł takigo żolu za grzechy, jak dzisiok .” I to było właśnie tischnerowskie łączenie światów.

Na zakończenie spotkania pojawił się temat najtrudniejszy – ostatnich dni życia. Józef Tischner chorował na nowotwór krtani, bardzo cierpiał. Gdy nie mógł już mówić, porozumiewał się z bliskimi za pomocą karteczek. I właśnie na jednej z nich zapisał słowa, które poruszyły wielu: „nie uszlachetnia”. Nie był to bunt ale raczej akt odwagi i uczciwości także wobec siebie – człowieka, który całe życie mówił prawdę – także tę trudną, niewygodną, bolesną.

Kazimierz Tischner niechętnie wraca do tych chwil. Zależy mu, by pamiętać brata jako filozofa, optymistę, człowieka światła i pogodnych myśli. Nie jako chorego, któremu odebrano głos, ale jako kapłana, który odważnie mówił w imieniu każdego człowieka, z jego wątpliwościami, lękami, nadzieją. I może słowa z karteczki nie są podsumowaniem ale przypisem do życia pełnego rozmów i czułości wobec ludzi. Tischner do końca pozostał sobą – księdzem, który nie przestawał rozmawiać. Nawet w milczeniu.                

 


Komentarze