Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Szpachelkę zamienił na garnki

20-11-2020, 12:30 Joanna Oreł

Rudzianin Adam Borowicz, znany kucharz telewizyjny oraz bloger rozpoczyna swój kolejny program. Już wkrótce będziemy mogli zobaczyć go na kanale ,,Kuchnia+”. Rudzianin będzie jednak nie tylko gotował, ale również odwiedzał swoje rodzinne strony – Orzegów, Chebzie, Nowym Bytom oraz inne miejsca związane z jego historią. Nowy program wystartuje pod nazwą ,,Co je Borowicz na Śląsku”.

– Zdradzisz, co zje Adam Borowicz na Śląsku i jakie miejsca zobaczymy w Twoim nowym programie?
– Mówi się o tym, że życie zaczyna się po czterdziestce i tak właśnie będzie u mnie. "Kuchnia+” to prestiżowy, ogólnopolski kanał, więc początkowo nie miałem pewności czy zainteresuje ich moja propozycja. Jednak było wręcz odwrotnie. Chcieli poznać mnie nie tylko jako kucharza, lecz jako Ślązaka – Adama Borowicza prywatnie. Tak doszło do nagrania ośmiu odcinków pierwszej serii programu ,,Co je Borowicz na Śląsku”. Przedstawimy w nim moją osobistą opowieść, w której wpuszczam ludzi do swojego świata –  prywatnego i kulinarnego. Pokażemy Śląsk takim, jakiego nikt jeszcze nie widział w telewizji. Zaczniemy od miejsc i osób mi najbliższych – mojego domu, mojej rodziny, znajomych z dzieciństwa czy mojego rodzinnego Orzegowa. Cała Polska zobaczy też Kaufhaus, Nowy Bytom, Chebzie, Bobrek, Szombierki, Łagiewniki, Karb itd. Drugim ważnym elementem będzie oczywiście kuchnia. Każdym daniem w programie będę nawiązywał do wydarzeń z mojego życia. Tego, co lubiłem jeść lub z czym kojarzy mi się dana potrawa. Poszukam lokalnych produktów, bo okazuje się, że mamy ich całkiem sporo. Jednak moje dania będą nie tylko nawiązywały do tradycji. Nadam im nowoczesną odsłonę. 11 lat odwiedzania restauracji w  Glasgow i gotowania w  Szkocji nauczyło mnie, jak łączyć tradycyjną, np. śląską, kuchnię z produktami niesztampowymi. Dla mnie jest to z jednej strony sentymentalna podróż, ale i kulinarna, w którą chcę zabrać widzów.

– Można powiedzieć, że historia zatoczy koło. Wychowałeś się w Orzegowie, później zamieszkałeś w Szkocji, po czym za sprawą programu TVP ,,To je Borowicz. Podróże ze smakiem w telewizji” zwiedziłeś spory kawałek świata po to, by znów wrócić do Orzegowa i Rudy Śląskiej. Jak zaczęła się ta przygoda?
– 11 lat temu moja dziewczyna, a dzisiaj żona, zaproponowała, żebyśmy na rok pojechali do Szkocji, choć ani ja, ani ona nigdy nie byliśmy w tym kraju. To był czysty przypadek i nie sądziłem, że zostaniemy tam na dłużej. Chociażby dlatego, że pogoda w  Szkocji jest okropna, a my uwielbiamy słońce (śmiech). Miał być rok, a zostaliśmy 11 lat. Zamieszkaliśmy w Glasgow, gdzie rozpocząłem pracę na budowie. Nawet nie znałem języka angielskiego. Jednak gotowanie zawsze było moją pasją. Jako 10- i 11-latek jeździłem do mojej babci na wieś do Kujawsko-Pomorskiego, gdzie gotowałem razem z nią. Z kolei jako 16-latek z własnej inicjatywy przez cały rok gotowałem niedzielne obiady rodzinne. Zbierałem też przepisy kulinarne mojej babci i prababci, które mam do dziś i które nadal są podstawą mojego gotowania. Dlatego też moja dziewczyna zawsze motywowała mnie do tego, żebym zajął się kuchnią. Tym sposobem przez 11 lat odwiedziłem ok. 370 restauracji w Glasgow, a ogółem w Wielkiej Brytanii ok. 700. Weekendy spędzałem na darmowym gotowaniu w restauracjach, gdzie uczyłem się od innych i poznawałem nowe techniki. A było tego naprawdę sporo. Kiedy przeprowadziliśmy się do Glasgow, w mieście tym mieszkali przedstawiciele ok. 26 nacji. Dzięki temu można było poznać kuchnie z całego świata i ich różne połączenia. Wielka Brytania to nie tylko stereotypowe "fish and chips”. To także jedne z najlepszych owoców morza, które pochodzą z zatoki Loch Eil, gdzie słona woda Morza Północnego miesza się ze słodką z jeziora. To aberdeen angus, czyli jedna z najlepszych wołowin na świecie, jak również bardzo dobra jakościowa jagnięcina czy whisky. Ten kraj ma wiele do zaoferowania, bo w Wielkiej Brytanii jest kilka topowych produktów spożywczych. Do tego odkąd zamieszkałem w Szkocji, fascynowały mnie miejsca w tym kraju, które nie są popularne wśród turystów, a które są niezwykłe. Taką właśnie Szkocję pokazywałem na moim kanale na YouTubie. Tam zresztą kilka lat temu Telewizja Polska zauważyła potencjał tego, co robię. Zaczęły się moje wyjazdy do Warszawy na nagrania do programu ,,Pytanie na śniadanie” oraz kolejne wywiady. Co ciekawe, wtedy byłem w Glasgow na etapie otwierania swojego małego bistro, ale historia potoczyła się inaczej. Mój szef w Szkocji powiedział, że muszę się określić, co chcę robić dalej, bo moje wyjazdy kolidowały z pracą. Równocześnie TVP zaproponowała mi realizację programu ,,To je Borowicz. Podróże ze smakiem w telewizji”. W ten sposób zamieniłem szpachelkę na widelce i garnki. Oczywiście muszę podkreślić to, że gdyby nie praca na budowie oraz to, że nauczyłem się tam języka, nie byłbym w stanie podróżować i kosztować szkockiej kuchni. Bez tego w ogóle nie byłoby mojego projektu.

– Nagraliście cztery serie programu ,,To je Borowicz. Podróże ze smakiem w telewizji”. Czego Cię to nauczyło?
– Zacznijmy od tego, że nie jestem ani profesjonalnym dziennikarzem, ani kucharzem, więc zadanie było podwójne. Dziś wolę nie oglądać nagrań z pierwszej serii programu, bo z perspektywy czasu uważam, że do poprawy było wszystko (śmiech). Musiałem się nauczyć prowadzenia programu, odpowiedniej gestykulacji, zachowania przed kamerą, gotowania pod presją czasu czy pracy z ekipą, która w czwartej serii programu była już naprawdę zgrana. To było dla mnie olbrzymie wyzwanie logistyczne i organizacyjne. Jednak doszliśmy do etapu, kiedy zamiast 22 godzin spędzonych na planie, spędzaliśmy razem 14-15 godzin. W czwartym sezonie programu podróżowałem m.in. po Rosji, Szwecji i Laponii. Zrobiliśmy 9 tys. kilometrów przez 16 dni i nakręciliśmy w sumie osiem odcinków na wyjeździe. W ostatnie dwa dni nagraniowe nawet myliłem miasta, w których byliśmy. – Czujesz się po tej ,,przygodzie” nadal amatorem czy kucharzem profesjonalistą? – Cały czas się uczę, spotykam z innymi kucharzami i poznaję nowe techniki. Można powiedzieć, że nigdy nie będę profesjonalnym kucharzem, ale uważam, że nie liczy się to, jak się czuję, ani jak inni mnie nazywają, tylko jak gotuję. Kucharzem można zostać, jeżeli się kocha ten fach i gotuje na co dzień. Na pewno mam wyczucie smaku, co jest najważniejsze. Często powtarzają mi to profesjonaliści, a nawet miałem okazję usłyszeć takie słowa od mistrza Kurta Schellera. Jeżeli ma się smak, a brakuje techniki, to zawsze można nad tym drugim popracować. Technika jest ważna, ale ważniejsze są smak i pasja.

– Ze Szkocji wróćmy na Śląsk i do Twojego nowego programu w ,,Kuchni+”. Kiedy zobaczymy Cię na ekranie i czy powstaną kolejne serie tego, ,,Co je Borowicz na Śląsku”?
– Pierwsze odcinki mają pojawić się w najbliższych tygodniach i będą trwały po 22 minuty. W planach są już kolejne serie. Tym razem wybierzemy się za granicę. Odwiedzimy m.in. trzy bardzo odległe i niemal niedostępne miejsca. Jedno z nich jest 9 tys. kilometrów stąd. Obecnie pracuję nad logistyką. Tak samo, jak pokażemy niezwykły Śląsk, tak samo te miejsca przedstawimy w nieszablonowy sposób. Czeka nas kolejna, wspólna przygoda.


Komentarze