Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

O raku piersi trzeba mówić głośno

15-10-2022, 12:57 Anna Piątek

17 lat temu dowiedziała się, że ma raka piersi. Ten dzień pamięta ze szczegółami. Był jak wyrok, ale dziś wie, że po amputacji piersi można żyć normalnie i tym życiem cieszyć się każdego dnia. Nie wstydzi się mówić o tym głośno, zachęca do badań i regularnych wizyt u lekarza i rozmawia z kobietami dla których rak wciąż jest tematem tabu. Poznajcie historię Danuty Brzezińskiej-Grondalczyk, wiceprezes Stowarzyszenia Amazonek ,,Relaks” w Rudzie Śląskiej.

– Pani historia zaczęła się od badań lekarskich w szpitalu niezwiązanych z rakiem piersi.
– To prawda. Trafiłam do szpitala na badania, ponieważ traciłam przytomność. To był październik 2004 roku. Przebadano mnie kompleksowo i dostałam zalecenie, by umówić się na wizytę do ginekologa. Tak zrobiłam. Wtedy chyba pierwszy raz miałam badanie piersi i lekarz znalazł mały guzek. Dwa miesiące później go wycięto i przesłano ten wycinek do badań histopatologicznych. Jak przyszedł wynik byłam szczęśliwa, bo to nie było nic groźnego. Wydawało się wtedy, że wszystko jest w porządku.

– A tak nie było?
– Miałam po zabiegu opatrunek i zaczęłam dotykać tę pierś. Wyczułam tam zgrubienie. Pamiętam, że poprosiłam nawet męża, by dotknął tego miejsca, że może ja jestem przewrażliwiona, ale faktycznie wyczuliśmy guzek. Wróciłam zaniepokojona do lekarza, ale on mnie wtedy zbagatelizował. Chyba dzięki mojemu uporowi i mojej dociekliwości trafiłam do innego specjalisty z prośbą o sprawdzenie mojej piersi. Mi to nie dawało spokoju i intuicja mnie nie zawiodła.

– Okazało się, że to była zmiana złośliwa?
– Dokładnie to usłyszałam. Świat mi się wtedy zawalił. Tysiące myśli na minutę i pamiętam, że od razu w głowie miałam moją 10-letnią wtedy córkę. Synowie byli już dorośli, o nich byłam spokojna, ale córka od urodzenia miała problemy ze wzrokiem, jest osobą niedowidzącą i bałam się, że jak mnie zabraknie to ona sobie nie poradzi. Wtedy wydawało mi się, że rak to wyrok i nie ma dla mnie szans. Postanowiłam jednak poddać się leczeniu i walczyć, bo miałam dla kogo żyć. 4 stycznia 2005 roku amputowano mi pierś, potem leczenie onkologiczne. Trafiłam na fantastyczną lekarkę, która dała mi nadzieję. Wytłumaczyła, że wcześnie wykryty nowotwór daje 99% szans na długie życie. Prosiłam o 10 lat, bo pomyślałam wtedy, że nauczę córkę samodzielności i będzie miała wtedy 20 lat, że sobie poradzi. To mi przyświecało w tamtym momencie.

– Tych lat minęło już 17…
– A człowiek chce jeszcze więcej, bo ma dla kogo żyć i ma co robić. Cieszę się, że trafiłam do Stowarzyszenia Amazonek „Relaks” od razu po amputacji piersi, bo tam dostałam wsparcie. Teraz sama pomagam innym kobietom. O raku trzeba mówić głośno, bo to wciąż temat tabu. Kobiety się wstydzą, czują się gorsze, a tak nie powinno być. Dużo rozmawiamy i tłumaczymy paniom, że choroba ma różne etapy i każdy jest ważny i każdy trzeba przejść.

– Rozmowa jest ważna?
– Bardzo ważna, szczególnie w tym pierwszym momencie, po diagnozie. Przychodzi załamanie, zwątpienie, strach. Kiedy ja zachorowałam wydawało mi się, że ja jestem jedna jedyna. Nie miałam styczności z osobami, które przeszły to samo, co ja. Nie zwracałam nawet na to uwagi, skoro w moim otoczeniu to się nie wydarzyło. Mnie to nie dotyczyło. Był płacz, dziś wiem, że jest on potrzebny. Potem zbieramy siłę na walkę z chorobą i uświadamiamy kobietom, że rak to nie wyrok. Staramy się zarażać śmiechem, taką radością życia z małych przyjemności. Dajemy siłę i wsparcie naszym podopiecznym i tylko tam, gdzie się da mówimy o profilaktyce.

– Nadal trzeba zachęcać panie do badań i przypominać o nich?
– Cały czas, bo kobiety o tym zapominają. Zawsze znajdzie się wymówka, że to może poczekać, że nie mam czasu, że coś jest ważniejsze. Nie ma nic ważniejszego od naszego zdrowia i życia. Nie wiemy kogo to spotka i kiedy może to nas spotkać. Dlatego głośno mówimy by się badać i regularnie chodzić do lekarza. Staram się o tym mówić otwarcie, by nie robić z raka piersi tematu tabu. Nie robiłam z tego tajemnicy przed synami, teraz przed wnuczkami. Miałam wsparcie w mężu. Pamiętam jak go zapytałam, czy będzie mu przeszkadzało, kiedy nie będę miała piersi. Wie Pani co odpowiedział? A w czym? Doceniam jego wsparcie. Teraz są możliwości większe niż 17 lat temu. Można zrobić rekonstrukcję piersi… Najważniejsze by o tym rozmawiać, nawet z małymi dziećmi. To się zdarza i nie warto robić z choroby tajemnicy. Ostatnio moja 4-letnia wnusia mówi, a wiesz, że babcia Madzia chyba też będzie bez „cycusia”. Dziecko też ma prawo wiedzieć i mówić na ten temat.

– Co by Pani powiedziała mieszkankom Rudy Śląskiej?
– Żeby się badały i nie odkładały tego na jutro, na pojutrze. Żeby chodziły regularnie na wizyty lekarskie. Rak wykryty we wczesnym stadium jest wyleczalny, daje praktycznie 100% szans. Trzeba być do końca życia pod kontrolą lekarza, ale to nie jest żadne ograniczenie. Możemy robić wszystko, możemy żyć i cieszyć się z każdej chwili. Jeśli jakaś Pani potrzebuje naszej pomocy i wsparcia to zapraszamy do naszej siedziby w Przychodni Unia Bracka w Rudzie Śląskiej- Kochłowice ul. OMP 14 w każdy poniedziałek w godzinach od 10.00 do 16.00. Można się z nami skontaktować również poprzez telefon zaufania w każdy dzień bez względu na godzinę 505 013 823.

– Dziękuję za rozmowę.


Komentarze


15-10-2022, 18:03
Dina napisał(a):

Wiem co to jest bo sama się zmagam z tą chorobą jestem 2 lata i 10 miesięcy po operacji myślę optymistycznie że będzie dobrze tak samo jak pani Danuta