„Nie trzeba billboardów”
02-09-2024, 09:35 Barbara Lemanik
Skromność, ufność, wiara w ludzi… Czy te cechy jeszcze coś znaczą w dzisiejszym świecie? Czy mają swoje miejsce w zestawie cech dobrego radnego? Marcin Pierończyk jest znany i szanowany właśnie za te „niedzisiejsze” zasady. Nie chwali się swoimi działaniami. W rozmowie zdradza nam jednak swój pomysł na skuteczną kampanię wyborczą…
- Jest Pan bardzo tajemniczym radnym. W Internecie nie można znaleźć żadnych Pana wypowiedzi, wywiadów… ale znalazłam dwa komentarze z 2022 roku określające Pana jako bardzo aktywnego, sprawnego, zaangażowanego społecznika. I obietnicę: ,,Będziemy na niego głosować w następnych wyborach”. W wyborach w 2024 roku ponownie zdobył Pan mandat radnego. Jaki jest Pana sekret skutecznej kampanii wyborczej?
– Staram się być aktywny – działam w NSZZ ,,Solidarność”, a także w Stowarzyszeniach Rodzin Katolickich inspirowanych myślą franciszkańską. Rzeczywiście, nie ma mojego nazwiska na pierwszych stronach gazet, ale za to jest w gazetkach parafialnych, czy regionalnych. Czasem ktoś tam o mnie wspomni. Jestem skromny, ale za to aktywny i efektywny. W odróżnieniu od tych kandydatów do Rady Miasta, którzy czują potrzebę, by się pokazać i zaistnieć, to mam może staroświeckie podejście, ale chyba jest skuteczne, bo to już moja druga kadencja. Zawsze interesowałem się historią, geografią oraz naukami społecznymi. Studiowałem też doktryny polityczne, co przełożyło się na ten pozytywny efekt. W doktrynach jest właśnie ujęte to, że najlepszą kampanią jest ta, gdy jest się skutecznym działaczem. Wtedy właściwie już nic więcej nie trzeba robić. Kandydowałem zresztą już wcześniej z list AWS-u do Rady Miasta, do Sejmiku Województwa Śląskiego, do Sejmu i to z dobrymi wynikami. Ale zawsze przede mną byli jednak kandydaci przeznaczający duże kwoty na swoje kampanie. Moje kampanie były zawsze najskromniejsze. Dziwiono się, jak można za takie niewielkie fundusze zrobić kampanię wyborczą, bo to były najmniejsze i najniższe środki finansowe, ale za to była ogromna życzliwość i aktywność ludzi, którzy mi pomagali. Nie trzeba billboardów, nie trzeba tony afiszów. Tylko trzeba rozmawiać z ludźmi i uważnie ich słuchać. Trzeba coś rzeczywiście robić, nie tylko obiecywać. Gdy są efekty, to wtedy dowiadują się o Tobie najbliżsi, sąsiedzi, mówią dalej, przekazują dalej. To jest niedocenione, ale bardzo skuteczne działanie.
– Ale jest też coś dodatkowego, co daje Panu dużą rozpoznawalność…
– Jestem chorążym sztandarowym. Biorę udział z pocztami sztandarowymi parafialnymi, związkowymi, górniczymi w wielu różnych uroczystościach. Byłem i na kopalni Wujek pod Krzyżem, przy Trzech Krzyżach w Gdańsku, na naszych kopalniach z okazji Barbórki. Ale jestem także obecny podczas obchodów tych tragicznych rocznic, wypadków, które z zawodem górnika są tak ściśle związane. To są nasze górnicze dramaty, na „Halembie” to był 2006 rok, na „Śląsku” – 2009 rok. Wszystkie te tragiczne zdarzenia, wypadki, wybuchy metanu i tąpnięcia są nie do zapomnienia. I uważam, że to jest bardzo ważne, by ten sztandar pojawiał się właśnie w takich chwilach. To przecież znak łączności, więzi, która jest pomiędzy nami, a tymi, którzy na tej ostatniej szychcie w kopalni zginęli. My przecież o nich nie zapomnimy.
– Jest Pan członkiem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich myśli franciszkańskiej. W jaki sposób średniowieczny święty z Asyżu pasuje do rzeczywistości XXI wieku?
– Stowarzyszenie Rodzin Katowickich myśli franciszkańskiej, oprócz rozważania Pisma Świętego, ukierunkowane jest na pomoc osobom w trudnych sytuacjach życiowych. Pomagamy ofiarom kataklizmów, takich jak trzęsienia ziemi, powodzie, czy pożary. Wspieramy te akcje jako darczyńcy. Organizujemy zbiórki rzeczy, które w danym momencie są potrzebne. To jest właściwie działalność charytatywna, ale pod opieką kościoła. Rodziny katolickie inspirowane myślą franciszkańską wzorują się na regule św. Franciszka z Asyżu, który zalecał pokorę, prostotę, miłość do bliźniego oraz szacunek dla zwierząt i roślin. Św. Franciszek umiał rozmawiać ze zwierzętami, dbał o nie, wiedział, że trzeba dbać o naturę. Może to jest właśnie to przesłanie, które najbardziej pasuje do naszej rzeczywistości, troska o nasze środowisko, otoczenie. Staramy się wspierać nasze rudzkie schronisko dla zwierząt ,,Fauna”. Potrzebują przecież zawsze karmy, środków czystości itd. Ale najlepiej byłoby, gdyby ktoś przytulił takiego zwierzaka z ,,Fauny”, zabrał ze sobą do domu, dbał o niego i dał mu drugie, lepsze życie. Trzeba dbać o zwierzęta, rośliny, ale trzeba również dbać o ludzi, bo ważne jest zachowanie równowagi. To jest chyba właściwe odczytanie nauk świętego Franciszka.
– Co jest największym wyzwaniem w pełnieniu funkcji radnego?
– Obowiązki radnego nie są wolne od dylematów. Kwestie podwyższania opłat, podatek od posiadania psa, opłaty za użytkowanie garaży, co takim głośnym echem odbijało się w mieście... To jest trudne. Z jednej strony wiem, co chciałbym zrobić, ale z drugiej strony ważne jest dobro miasta, stan budżetu, bo to przecież trzeba mieć cały czas na uwadze. Nie reprezentujemy tylko jednej grupy mieszkańców, ale całe miasto i w konsekwencji staramy się dbać o finanse miasta. Czasem trzeba wypośrodkować między opiniami jednostki a interesem mieszkańców miasta. Przy czym ludzie oczekują konkretów, pytają: ,,Panie radny, my byśmy chcieli tutaj siłownię na świeżym powietrzu, plac zabaw, parking itd.”. Trudno mieszkańcom jednej dzielnicy wytłumaczyć, że akurat teraz ważniejsze są inne priorytety. Po prostu muszą się uzbroić w cierpliwość i czekać na realizację kolejnych zadań… Niestety, takie tłumaczenie jest tym wyjątkowym trudnym obowiązkiem radnego.
– Jak spędza Pan swój czas wolny?
– Wolne chwile poświęcam głównie rodzinie, moim dzieciom. Często sobie organizujemy rodzinne wyjazdy rowerowe po naszych lasach, wyjścia na basen, nad wodę, nad Chechło, do Czechowic-Dziedzic. Lubimy gry, konkursy i wspólne zabawy. Staram się wolny czas jak najbardziej spożytkować dla dobra moich bliskich. Czy to się udaje? Na szczęście w większości przypadków tak.
– Dziękuję za rozmowę.
Komentarze