Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

„Nie powstrzymamy zmian”

28-12-2024, 22:26 Joanna Oreł

Stowarzyszenie TURuda to jeden z partnerów projektu ,,Laboratoria czwartej przyrody: aktywizacja społeczności lokalnych w kierunku zielonej transformacji i rozpoznawania lokalnego dziedzictwa antropocenu”. Z wiceprezesem stowarzyszenia, Adamem Kowalskim, a zarazem dyrektorem Muzeum Hutnictwa w Chorzowie, menedżerem kultury oraz interpretatorem i doradcą ds. dziedzictwa, rozmawiamy o tym, jaki wpływ miał, ma i nadal mieć będzie przemysł na Śląsk i na nas samych, czym jest czwarta przyroda oraz, w jaki sposób można wykorzystać potencjał miejsc, historii, tradycji i wartości Górnego Śląska.

– Proces transformacji górniczej będzie wiązał się z wieloma wyzwaniami dla regionu i wieloma obawami. Niemniej jednak powiedzmy sobie wprost – gdyby nie przemysł, być może nie byłoby Śląska w ogóle.
– Na pewno nie byłoby go w takim kształcie, jaki znamy. Na początek musimy przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, że cały Górny Śląsk, a więc Ruda Śląska również, była zarzewiem industrializacji w tej części Europy. Najpierw oczywiście były Wyspy Brytyjskie, później Walonia, Saksonia, następnie Górny Śląsk i wszystkie wielkie europejskie centra rewolucji przemysłowej czerpały potem z wiedzy, która m.in. na Górnym Śląsku powstała. Braliśmy więc udział w tym pionierskim na naszej części kontynentu przedsięwzięciu, jakim była rewolucja przemysłowa. Jeżeli mówimy o samej Rudzie, to jej historia sięga czasów jeszcze przedindustrialnych, bo już w XIII wieku nad rzeką Bytomką w okolicach dzisiejszej Rudzkiej Kuźnicy oraz Biskupic wydobywano rudy ołowiu. Można więc powiedzieć, że Ruda jako miasto ma rodowód głęboko sięgający poza rewolucję przemysłową. Taki istotny przełom nastąpił oczywiście w momencie, kiedy zaczęto wydobywać węgiel i produkować cynk, bo musimy pamiętać, że pierwszym paliwem, który zrewolucjonizował gospodarkę i zaczął wpływać bardzo istotnie na środowisko i na krajobraz, był właśnie cynk. Początkowo węgla używano jako paliwa, ale do głównie produkcji cynkowej. W Rudzie był on już wydobywany na niewielką skalę w wieku XVI i są to czasy głęboko przedindustrialne, związane z Janem Gierałtowskim, który jest wymieniany po raz pierwszy jako górnik w dokumentach z tamtej epoki. Górnictwo już jako istotny element gospodarki pojawia się wraz z rodziną von Stechowów, która nabyła Rudę wraz z Biskupicami i Pławniowicami i stworzyła słynny majorat z kopalnią Brandenburg, nazwaną od miejsca pochodzenia rodziny von Stechowów, która już od wczesnych lat 50. XVIII wieku prowadziła w niej eksploatację. Natomiast ten istotny boom nastąpił po nowych regulacjach górniczych wydanych przez państwo pruskie, które w ten sposób próbowało zbudować swoją gospodarkę oraz potęgę ekonomiczną i militarną w Europie. Wówczas rodzina Ballestremów przejęła od von Stechowów Rudę i wszystkie jej zasoby oraz pozostawioną infrastrukturę, a eksploatacja górnicza rozwinęła się na większą skalę. Później pojawiają się dalsi przemysłowcy – Karol Godula, a niejako w schedzie po nim powstaje koncern Schaffgotschów. Dalszą część historii Państwo doskonale znacie. Ruda jest więc absolutnie kolebką górnictwa węglowego na Górnym Śląsku, a kopalnia Brandenburg najstarszą kopalnią węgla kamiennego. Później spadkobiercą w prostej linii kopalni Brandenburg była kopalnia Wawel, następnie m.in. Walenty Wawel.

– Gdyby nie przemysł, to jaka byłaby Ruda Śląska i Śląsk w ogóle?
– Z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, że byłby to region rolniczy. Pamiętajmy, że Polska, która odzyskała niepodległość w roku 1918 i do której w 1922 roku został przyłączony fragment Górnego Śląska, tak naprawdę była krajem rolniczym. Ten potencjał przemysłowy w dużej mierze wniósł do państwa polskiego Górny Śląsk. Przypuszczam, że gdyby nie ta odrębna historia i nie ten udział Rudy Śląskiej i Górnego Śląska w rewolucji przemysłowej, to pewnie bylibyśmy więc terenem rolniczym, związanym z agrokulturą i z leśnictwem. Na pewno jeżeli chodzi o gęstość zaludnienia, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Przemysł był przecież motorem napędowym procesów migracyjnych, procesów osiedlania się ludzi, procesów urbanizacyjnych, więc myślę, że ta zminimalizowana przez brak impulsu przemysłowego mobilność ludzi, przełożyłaby się bezpośrednio na liczbę mieszkańców Górnego Śląska. Na pewno Ruda Śląska nie byłaby dzisiaj częścią metropolii, bo metropolii po prostu by nie było. Może nie byłoby też miasta Ruda Śląska, bo nie byłoby powodu do zmian administracyjnych. Prawdopodobnie nie wzięlibyśmy też udziału w działaniach wojennych. Gdyby nie industrializacja i potencjał gospodarczy, to Śląsk nigdy nie byłby ,,łakomym kąskiem” dla żadnego z mocarstw.

– Skupmy się na tym, co po sobie zostawił przemysł na Śląsku i jak poradziła sobie z tym przyroda. A konkretnie – skąd wzięła się czwarta przyroda?
– Skoro mówimy o czwartej przyrodzie, to naturalnie istnieje pierwsza, druga i trzecia. Pierwsza to przyroda, która jest zupełnie nietknięta przez człowieka. To naturalne krajobrazy, których w tej chwili jest już na świecie bardzo niewiele. W drugiej przyrodzie pojawia się człowiek, który zaczyna przekształcać krajobraz, czyli na przykład są różnego rodzaju krajobrazy rolnicze albo związane z gospodarką leśną i z osadnictwem. Przyroda trzecia to jest przyroda urządzona, czyli różnego rodzaju parki, ogrody, które tworzymy wokół siebie. Natomiast czwarta przyroda to jest ta, która pojawia się samorzutnie bardzo często na terenach miejskich, terenach zdegradowanych, w miejscach, w których po prostu nie zaplanowaliśmy jej obecności, ale ona mimo wszystko tam się pojawia. Mówimy tutaj i o roślinach, i o zwierzętach, które pojawiają się w nowych miejskich ekosystemach na terenach, które porzucił człowiek, albo też na terenach, których człowiek nie przeznaczył do zagospodarowania. To może być kępa trawy, która wyrosła na boisku, czy która wyszła ze szczeliny w betonie. To jest też przyroda, która w naszej specyfice górnośląskiej pojawia się m.in. na opuszczonych torowiskach, których mieliśmy bardzo dużo ze względu na gęstą sieć kolei wąskotorowych. Chodzi o tereny, które człowiek wyeksploatował i stracił nimi zainteresowanie. Nie dostrzega też pewnego potencjału, który w nich tkwi.

– Mówimy o absolutnie spontanicznie rozwijającej się przyrodzie bez jakiegokolwiek udziału człowieka?
– To się nie musi wykluczać. Ponieważ na terenie takim jak np. koksownia w Orzegowie, czy zrekultywowana hałda w równej mierze można wykorzystać strategie polegające na zarządzaniu zielenią. Na przykład używa się roślin, które wiążą metale ciężkie i pomagają w rekultywacji albo sadzi się zieleń o charakterze urządzonym. Natomiast jednocześnie, i myślę, że Góra Antonia jest tego przykładem, są przestrzenie spontanicznej dzikiej sukcesji, równocześnie będące nośnikiem informacji o charakterze regionu. Lubię o tej przyrodzie myśleć metaforycznie, że ona jest tak samo silna, uparta i cierpliwa jak Górnoślązacy, którzy przeszli podobną drogę, będąc częścią przyrody. Tak samo byli narażeni na uciążliwości przemysłu, brzemię degradacji, które niosła ze sobą rewolucja przemysłowa.

– Jakie są przykłady miejsc w Rudzie Śląskiej i na Śląsku, gdzie czuć ten przemysł, ale jednak przebiła się wspomniana czwarta przyroda?
– To są na przykład pocynkowe hałdy wireckie, czy Żabie Doły, które przecież przed laty były terenem intensywnej eksploatacji. To również liczne hałdy i zwałowiska w regionie. Idąc dalej, także wszystkie ciągi dawnych nasypów kolei wąskotorowych, które oplatają całe miasto. Dla mnie takim oczkiem w głowie jest Steinbruch (teren dawnego kamieniołomu – przyp. red.) w Rudzie, który jest syntezą kilku przemysłów. Z jednej strony, sięgając najbardziej naturalnych zasobów, mamy piaskowiec, który tam się znajduje i który posłużył do wzniesienia większości budynków na terenie dzielnicy Ruda i nie tylko. To pokazuje kolejny związek pomiędzy człowiekiem a przyrodą – przyroda daje surowiec, żeby człowiek mógł wznieść swoje domy. Drugi przemysł to jest przemysł górniczy, czyli działająca na tym terenie, czy też na jego obrzeżach kopalnia Brandenburg, która dzisiaj właściwie poza Szybem Franciszek została zupełnie pochłonięta przez przyrodę. Jest też przemysł związany z produkcją żelaza i stali – górnictwo i hutnictwo. Te branże bez siebie nie mogłyby istnieć. Tak samo działo się na terenie Rudy. Mieliśmy dwie, praktycznie sąsiadujące ze sobą huty, chociaż historycznie dzieliło je kilkadziesiąt lat, jeżeli chodzi o datę powstania, czyli hutę cynku Karol, wzniesioną przez Karola Godulę dla Ballestremów oraz hutę żelaza Berta. I te odpady, te efekty produkcji żelaza i cynku też na terenie Steinbrucha znajdziemy w postaci chociażby tzw. szlaki – chodzi o żużel wielkopiecowy. Jeżeli Państwo popatrzycie pod nogi, to okaże się, że znajdziecie go w bardzo wielu miejscach miasta, nawet tych, które często znajdują się gdzieś w jego sercu, ponieważ tego odpadu używano także do utwardzania na przykład nawierzchni. Można powiedzieć, że przemysł stworzył dosłownie i w przenośni grunt pod naszymi nogami.

– A przykłady czwartej przyrody, jeżeli chodzi o Polskę i świat?
– W Bełchatowie jest Góra Kamieńsk, powstała jako zwałowisko zewnętrzne Kopalni Węgla Brunatnego „Bełchatów” obecnie wykorzystywane m.in. na cele rekreacyjne. Możemy oczywiście wspomnieć o Parku Śląskim, a jeszcze wcześniej o parku miejskim w Tarnowskich Górach który powstał przecież na terenach hałd pohutniczych i to jest pionierski i bardzo wczesny przykład rekultywacji na dużą skalę. Jeśli chodzi o Zachód, mamy wiele takich przykładów, ale również reprezentujących różne podejścia do tematu. Z jednej strony są to Niemcy, i to nie tylko Zagłębie Ruhry, wraz z Parkiem Krajobrazowym DuisburgNord, czyli zaadaptowanymi terenami pohutniczymi. To teren, który z jednej strony jest pomnikiem dziedzictwa kulturowego, a z drugiej oddanym po części czwartej przyrodzie, a po części także przyrodzie urządzonej. Podobny teren znajduje się w obiekcie wpisanym na listę UNESCO, czyli kopalni Zollverein w Essen. Kolejny obiekt z listy UNESCO stawiający także na zieleń to huta żelaza w Völklingen w Kraju Saary. W Berlinie mamy Park am Gleisdreieck na terenach pokolejowych. Z kolei w Londynie jest spektakularny Queen Elizabeth Olympic Park urządzony na zasadzie renaturyzacji zdegradowanych terenów przy okazji igrzysk olimpijskich w 2012 roku. Stworzyło to warunki dla rozwoju również czwartej przyrody. Oprócz tego mamy sporo europejskich parków, które powstały na terenie dawnych torowisk, czy węzłów kolejowych. Oczywiście hałdy są odrębnym tematem – niektóre, jak choćby w Zagłębiu Ruhry zagospodarowuje się pod kątem nowych funkcji z dużym udziałem czwartej przyrody właśnie. Z kolei we francuskim regionie Nord Pas de Callais, czy chociażby w naszych Tarnowskich Górach przeciwnie – ze względu na wpis hałd na listę UNESCO powstrzymuje się dziką sukcesję roślin, aby zapobiec erozji zwałowisk. To jednak kwestia innej ukierunkowanej na zarządzanie dziedzictwem kulturowym optyki. Musimy pamiętać, że wszystkie z wymienionych obiektów to różne strategie dla przyrody, często ze współwystępowaniem przyrody trzeciej i czwartej. Możliwości i przykładów jest naprawdę wiele.

– Jaką Pan widzi przyszłość tych obiektów przemysłowych, które u nas jeszcze istnieją i działają?
– To jest bardzo złożone pytanie. Z jednej strony, jeżeli mówimy o obiektach dziedzictwa, zważywszy na kondycję samorządów i na pewne potrzeby społeczne, czas muzeów i instytucji kultury w tego rodzaju obiektach dobiega końca, co nie oznacza, że lokowanie szeroko pojętych funkcji publicznych w tego rodzaju obiektach nie może być racjonalne. Rynek turystyczny jest już w znacznym stopniu nasycony, jeżeli chodzi o obiekty przemysłowe na Górnym Śląsku. Natomiast te obiekty zawsze były częścią życia społecznego. Kopalnia czy huta nigdy nie były wyłącznie zakładami pracy – były miejscami, w których tworzyły się więzi społeczne, w których wykuwały się pewne wartości, hartowała się tożsamość miast i dzielnic. Myślę więc, że te miejsca powinny zostać z powrotem włączone w życie społeczne. Musimy dla nich szukać nowych funkcji – trzeba je otworzyć na miasto, włączyć w tkankę miejską i pozwolić ludziom cieszyć się z pięknej estetycznie przestrzeni, która jest jednym z najistotniejszych elementów naszego górnośląskiego dziedzictwa. Mamy świetne obiekty i to są nasze produkty flagowe. Takim produktem na pewno może stać się Wielki Piec. I jeżeli pyta Pani o koniec górnictwa, to ja bym nie zawężał tego problemu. Tak naprawdę koniec górnictwa jest jednym z elementów nowej układanki. Jeżeli chodzi o kopalnie, górnicy na pewno będą potrzebni. Oczywiście nie będziemy na Górnym Śląsku wydobywać litu, kadmu, czy innych niezbędnych surowców do produkcji technologii, bo tutaj takich zasobów nie mamy. Natomiast fachowcy z branży górniczej z pewnością jeszcze przez wiele lat będą potrzebni. My musimy skupić się na tym, jak w tych czasach końca górnictwa, które od zawsze było spoiwem tożsamościowym, społecznym i gospodarczym, nie stracić potencjału społecznego. To znaczy, żeby koniec górnictwa nie oznaczał dla nas końca społeczności i końca wartości, które to górnictwo zrodziło. Myślę, że dobrym przykładem jest Wielka Brytania, czy właśnie Zagłębie Ruhry, gdzie górnictwo oficjalnie już dawno zostało zamknięte. Natomiast społeczności lokalne, które zbudowały swoje tradycje wokół przemysłu, wokół górnictwa, cały czas dzięki tym wartościom, dzięki sile tożsamości, dobrze zorganizowanej sieci różnego rodzaju organizacji społecznych, przeróżnych community centers w małych społecznościach oraz wymianie międzypokoleniowej, cały czas są nośnikiem właśnie tej tożsamości wyrosłej z przemysłu. Oczywiście tutaj będzie też kolejny problem, polegający na tym, jak włączyć w ten nasz system wartości i w naszą tożsamość ludzi, którzy w pewnym momencie się pojawią jako ludność napływowa. To w pewnym sensie dzieje się już od wielu lat, ale będzie niepostrzeżenie przez kolejne dekady się rozwijało. Musimy być przygotowani na to, jak tę naszą tożsamość, jej sposób komunikowania i manifestowania promować w sposób na tyle otwarty i atrakcyjny równocześnie, żeby ci nowi mieszkańcy, nowi rudzianie, nowi Ślązacy, zechcieli być częścią społeczności i przynajmniej po części współdzielić jej wartości. Musimy być otwarci na reinterpretację swoich opowieści z zachowaniem D.N.A. To kwestia zarządzania i wyobraźni jednocześnie.

– Aktywizacja społeczności lokalnej to jeden z celów projektu ,,Laboratoria czwartej przyrody”. Jaki jest odzew?
– My jako stowarzyszenie TURuda jesteśmy blisko społeczności lokalnej od dwóch lat. Odkąd działamy wszystkie te aktywności, które realizowaliśmy, były związane z udziałem społeczności lokalnej i włączenie jej w tę narrację, którą proponujemy, choć właściwiej byłoby powiedzieć, że wspólnie ją tworzymy. Szukamy też nowej opowieści, która uchwyci świat w tym, co dla niego najbardziej naturalne czyli jego ruchu i płynności, pozwoli zrozumieć nasze miejsce w tej zmianie. Z końcem górnictwa nie następuje przecież koniec świata. Jest to trudny moment i oczywiście w gestii polityków, samorządów, różnych agend rządowych i nie tylko jest przeprowadzanie procesu transformacji w sposób długofalowy i najmniej uciążliwy społecznie. Ale chcę podkreślić, że przed przemysłem też był jakiś świat. My tego oczywiście nie możemy pamiętać i trudno oceniać, czy on był lepszy, czy gorszy, ale nie powstrzymamy zmian. Rewolucja przemysłowa też burzyła jakiś porządek. Pamiętając o tym, z czego wyrośliśmy i mając głęboko w sercu wartości wypływające z górnośląskiego przemysłu, powinniśmy zastanawiać się, jak te wartości wykorzystać, żebyśmy przetrwali jako społeczność lokalna, żebyśmy potrafili się w niej rozpoznać, żebyśmy byli w stanie skutecznie przekazywać ją kolejnym pokoleniom. My cały czas mówimy też o zrównoważonym rozwoju, co oznacza nic innego, jak danie tej samej szansy kolejnym pokoleniom, którą my mamy. I mówiąc o szansie, czy o tych zasobach, mówimy również o przekazywaniu zasobów pamięci oraz zasobów w postaci świadomego przywiązania do miejsca. Jesteśmy społeczeństwem, które się starzeje, którego jest coraz mniej z roku na rok. Depopulacja bardzo mocno nas dotyka, więc musimy tworzyć takie narracje na podstawie własnego dziedzictwa, które są intrygujące dla innych. Mamy unikatową w skali kraju historię związaną z przemysłem, narobiliśmy bałaganu, a jednocześnie pchaliśmy świat do przodu. To negatywne i pozytywne, a jednocześnie pozytywistyczne doświadczenie jest naszym wyjątkowym dziedzictwem i na tej bazie możemy tworzyć lepsze miejsce do życia. Ludzie chętnie włączają się w tę narrację, bo ona tak naprawdę jest narracją dowartościowującą. Ona mówi, patrzcie – zrobiliście coś. To było dobre, to było złe, ale teraz, mając te doświadczenia, możemy z dumą patrzeć w przyszłość i możemy pokazywać po prostu innym, jak możemy tym światem zarządzać lepiej. To staramy się robić na Steinbruchu między innymi. Właściwie traktuję ten nasz Steinbruch jako miejsce pojednania – gestu oddania tego terenu przyrodzie, której kiedyś go zabraliśmy. W odpowiedzi przyroda „robi dla nas robotę”, tworzy zielony rezerwuar w centrum miasta i pokazuje nam drogę ku bardziej zielonemu, zbalansowanemu życiu. Bardzo bym chciał, żeby ,,Laboratoria czwartej przyrody” to były takie projekty, które pokażą, jak można świadomie, zachowując wartości kulturowe, wypracowywać dobre praktyki w przestrzeni społecznej, ekologicznej, tożsamościowej, które mogłyby być później implikowane w innych terenach. Możemy tworzyć know-how, ale tylko we współpracy ze społecznością lokalną, bo ten teren musi przede wszystkim służyć jej. 30 listopada odbędzie się nasz kolejny spacer od terenu Steinbrucha do rzeki Bytomki, na który serdecznie zapraszamy. Kiedy aura na to pozwoli, będziemy się oczywiście też przyglądać przyrodzie i to o każdej porze roku. Mamy kilka gatunków chronionych na terenie Steinbrucha, więc przeprowadzimy mikroinwentaryzację tego, co tam się dzieje i pokażemy to społeczności lokalnej, ale też osobom spoza Rudy Śląskiej, a nawet spoza Śląska, bo coraz więcej mamy takich uczestników naszych spacerów, co bardzo mnie cieszy. Przy okazji chcemy wypracować pewne sposoby konkretnego zagospodarowania tego terenu z zachowaniem walorów przyrodniczych i kulturowych, ale w formule takiego właśnie parku naturalnego, w którym będziemy mogli przy okazji inaczej opowiedzieć historię dzielnicy i miejsca związane z dziedzictwem przemysłowym – minimalnie ingerując w teren, jedynie wytyczając ścieżki spacerowe, montując tablice informacyjne czy przygotowując materiały informacyjne. Park antropocenu – brzmi to trochę jak oksymoron, ale Górny Śląsk to przecież harmonia przeciwieństw.

– Dziękuję za rozmowę.


Komentarze