„Chcę aktywnie dbać o swoją ulicę, dzielnicę, miasto”
16-10-2024, 10:22 Barbara Lemanik
Radna, którą widzimy niemalże wszędzie, w świecie realnym i wirtualnym. Z Magdaleną Szpotan, debiutującą w Radzie Miejskiej w tej kadencji, rozmawiamy o tym, co napędza ją do działania, gdzie ładuje akumulatory i co jest jej prawdziwą pasją.
– Dała się Pani poznać z aktywności m.in. na rzecz mieszkańców ulicy Piastowskiej w związku z prowadzonym tam remontem.
– Zaczynałam od ulicy Piastowskiej. Tam mieszkam, doskonale więc widziałam problemy tej ulicy. Ale teraz jest jeszcze Kuźnica, nasza „Kolanijo”, bardzo cenię sobie Orzegów, lubię Godulę – poszerza się zasięg mojego działania. Jestem lokalną patriotką i kocham całe moje miasto. Tu każda dzielnica jest tak bardzo inna, ale te różnice nie powinny nas dzielić. To, że mamy różnorodność, jest pięknem tego miasta. Każda dzielnica ma coś innego do zaoferowania.
– Debiutuje Pani w Radzie Miejskiej. Czy Pani zdaniem zmiana pokoleniowa wśród radnych już się dokonała?
– Jest świeża krew, nowe rozdanie. Są już w Radzie ludzie, którzy korzystają z Facebooka, TikToka. Dużo młodych ludzi „siedzi w internetach”, to jednak nie znaczy, że życie przeniosło się do rzeczywistości wirtualnej. Ale jeżeli pokazujesz swoje działania młodym ludziom, to Internet jest właściwym miejscem, by zainteresować ich realnym życiem miasta. Chciałabym pomagać wszystkim mieszkańcom, ale trafi am chyba w elektorat, który mnie śledzi właśnie na Facebooku. Tych rudzian niełatwo przyciągnąć do urny wyborczej. Ale gdy zauważą, że radny, którego widzą na co dzień na Facebooku, działa, że on coś konkretnego robi, to za pięć lat może i oni zagłosują. Może po raz pierwszy. Wielu młodych ludzi nawet nie ma świadomości, że nas jest w Radzie dwudziestu pięciu, ale widzą działania czterech, pięciu radnych, którzy Facebookowi poświęcają nieco więcej swojego czasu. Nie chcę jednak, by moje działania żyły tylko w Internecie, by kończyło się na zdjęciach. Chciałabym by nas, tych nowych, młodszych radnych widać było w mieście, naszą pracę, nasze pomysły. To musi być spójne: wizerunek w sieci i opinia mieszkańców. Nie wszyscy radni są obecni w social mediach, ale działają, mają swój własny elektorat i swoją własną, czasem niszową drogę do wyborców. To jest ta piękna różnorodność, wciąż jestem pod jej wielkim wrażeniem. Zajmujemy się na co dzień czym innym, mamy inne poglądy, ale chcemy wszyscy pracować dla dobra Rudy Śląskiej. A może jednak jestem idealistką? Bo tak bardzo bym chciała, by tak właśnie było...
– Czy w samorządzie jest miejsce dla idealistów?
– To był już mój drugi start w wyborach, tym razem udany. Ale już we wcześniejszych wyborach byłam świadoma tego, co chcę robić. W międzyczasie urodziłam dzieci, wykształciłam się. Więc... teraz mam czas, żeby robić na pełen etat to, co robiłam do tej pory. A chcę aktywnie dbać o swoją ulicę, dzielnicę, miasto. Zająć się ludźmi, którzy potrzebują wsparcia, bo czasem proza życia potrafi je zniszczyć. Mogę wówczas pomóc i chcę to robić. Trudno mi mówić o sprawach, które już udało się zrealizować. To jest zresztą zbyt trudne do wyliczenia, bo te przedsięwzięcia, które już są zrobione, nie są jeszcze tak do końca „odhaczone”. Zawsze może być coś zrobione lepiej, no i na dwa wykonane zadania pojawiają się następne cztery. To jest działanie „teamowe”, na to pracuje więcej osób, jako radni jesteśmy drużyną. Oczywiście, spieramy się, ale cytując pewnego księdza – wszystkie kłótnie są dozwolone, jeżeli wyciągamy z nich wnioski.
– Jest Pani osobą niezwykle aktywną, biorąc pod uwagę, że to pierwsza Pani kadencja. Czy nie boi się Pani wypalenia?
– Boję się tego i postaram się, by do tego nie doszło. Zawsze uczestniczyłam w życiu mojego miasta, zawsze chciałam czuć, że jestem w nim nie tylko obecna, ale i aktywna. Teraz mam więcej możliwości, więc przekładam to na działania. Tak wiele drzwi otworzyło się w momencie, kiedy zostałam radną, nie mogę tego czasu zmarnować. Ale nigdy nie wychodzę zbyt daleko do przodu. Żyjemy tu i teraz, a dokładnie – dzisiaj. Niczego więc nie zakładam, oczywiście planuję, ale nie zakładam.
– O swoich dietach radni z reguły nie mówią, ale o Pani dietach jednak się rozmawia…
– Pierwszą moją dietę przeznaczyłam na zakup darów dla rudzkiego schroniska dla zwierząt Fauna. Później były mniejsze akcje, wsparcie dla sportowców z Rudy Śląskiej, dary dla powodzian, akcje pomocowe. Generalnie z każdej mojej diety jakaś część idzie na akcje charytatywne. Mam z czego się utrzymać, moje dzieci mają wszystko, czego potrzebują, więc mogę przeznaczyć część mojej diety na realną pomoc. Dobro powraca...
– Śledząc Pani konto na Facebooku, można mieć wrażenie, że wiemy o Pani wszystko, znamy każdy Pani krok. Czy jest tak rzeczywiście?
– Chronię swoją prywatność, swoją rodzinę, dom. W domu właściwie jestem dużo spokojniejsza, tam się wyciszam, odprężam, odzyskuję spokój. Mój dom jest moim azylem. Poza tym mam gospodarstwo, mam swoją hodowlę świń i tam, przy pracy, odzyskuję dystans. Tam też piszę e-maile, tworzę moje posty, komentuję – właśnie z tamtego miejsca. A w weekend najchętniej bym wyjeżdżała w góry i tylko chodziła po nich przez trzy dni. Ale gdy zostaję w domu to dużo spaceruję, jeżdżę na rowerze i wybieram bardzo długie trasy, bo wówczas układam sobie w głowie moje niespokojne myśli. Ładuję akumulatory i biorę się do działania.
– Zawsze na końcu pytam o hobby, ale Panią pochłania... miasto?
– Zdecydowanie tak. Owszem, mam wiele pasji, ale tą największą, najważniejszą jest moje miasto i wszystko co go dotyczy.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
Komentarze