Budzimy Marcina – Każdy może pomóc
03-03-2017, 11:02 Arkadiusz Wieczorek
Marcin dotychczas był aktywnym zawodowo człowiekiem, a także szczęśliwym mężem i ojcem dwójki chłopców. Dla mężczyzny troska o żonę i synów była najważniejsza. To na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za utrzymanie rodziny, bo był jedynym jej żywicielem. W grudniu 2016 roku życie Marcina i jego rodziny gwałtownie się zmieniło…
To był świąteczny i radosny dzień. Marcin wraz ze swoją żona Anią i synkami 4-letnim Mateuszem i 2-letnim Konradem spędzał radośnie święta w ich domu. Rano, tuż przed wypadkiem Marcin bawił się z dziećmi – Mój mąż poświęcał synom każdą wolną chwilę. Nawet gdy wracał do domu zmęczony po pracy, zawsze znajdował siłę na zabawę z chłopcami. – wspomina Ania, żona Marcina. Tego poranka z pozoru niewinna zabawa z dziećmi okazała się tragiczna w skutkach. Wszystko wskazuje na to, że Marcin zachłysnął się wodą, ale dziś trudno ocenić co było faktyczną przyczyna wypadku. Utrata przytomności, karetka, półgodzinna reanimacja i szpital. – Chwytam się za głowę za każdy razem, gdy do tego wracam. Przecież to brzmi tak ironicznie. Marcin na co dzień zajmował się projektowaniem linii wysokiego napięcia, wiedział jak konstruować je w sposób bezpieczny. Taki był też prywatnie. Zawsze przezorny, unikający ryzyka – opowiada Anna Minakowska – To Marcin nauczył mnie udzielania pierwszej pomocy. Nie sądziłam, że to, czego mnie nauczył, wykorzystam kiedyś w praktyce, a już na pewno nie przeszło mi przez myśl to, że reanimować będę właśnie Marcina – opowiada. Mimo błyskawicznej reakcji Marcin trafił na oddział intensywnej terapii, a teraz jest w śpiączce mózgowej. Szansą dla mieszkańca Halemby jest kosztowna rehabilitacja. Tylko ona może wyrwać go ze śpiączki. Marcin przebywa pod opieką specjalistycznego ośrodka w Krakowie, gdzie kuracja kosztuje ponad 25 000 złotych miesięcznie.
Komentarze