Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Życie jak maraton

20-01-2013, 14:46 Sandra Hajduk

Przez 25 lat regularnego biegania pokonał dystans 107 000 km kończąc 60 biegów ultra i 133 maratony. W sumie wystartował w 420 zawodach przebiegając 17 350 km startowych zajmując 92 razy miejsce na podium. Jednak wyczyny sportowe to nie jedyna dziedzina, w której odnosi sukcesy – nie tylko świetnym biegaczem, ale także organizatorem. Zorganizował i uczestniczył między innymi w XXIII Pokojowych Sztafetach Biegowych, które wystartowały z placu Jana Pawła II w Rudzie Śląskiej. August Jakubik, bo o nim mowa, 15 stycznia obchodził jubileusz 25-lecia na trasach biegowych.

– Jak rozpoczęła się Pana przygoda z bieganiem?

– Mając pół roku uległem groźnemu wypadkowi, na skutek którego do siódmego roku życia miałem problemy z chodzeniem. Gdy zacząłem dobrze chodzić, to od razu wziąłem się za bieganie marząc o karierze sportowca. Ludzie ze zdziwieniem patrzyli na moją pasję do tego stopnia, że pewnego razu przyszedł do mojego ojca sąsiad z pytaniem, dlaczego nie kupi mi roweru. W szkole średniej trenowałem piłkę nożną, a następnie biegi w KS „Budowlani” Kielce. Odnosiłem jako junior sporo sukcesów zdobywając medale na Mistrzostwach Województwa w biegach średnich. Do uprawiania sportu potrzebne były pieniądze, a ja pochodziłem z mało zamożnej rodziny, więc marzenia o karierze sportowej odłożyłem na później. Po podjęciu pracy zawodowej rozpocząłem treningi na obiektach AKS-u Chorzów, jednak nie było mi dane długo trenować. W roku 1981 wydarzył się wielki dramat rodzinny – na boisku piłkarskim zginął jedyny brat mojej żony. Dla tego 17-letniego chłopaka byłem sportowym idolem i chciał iść w moje ślady. Po tej tragedii każde wyjście na trening powodowało łzy żony i musiałem dokonać trudnego wyboru – postawiłem na rodzinę. Wiedziałem, że czas będzie najlepszym lekarstwem, jednak nie przypuszczałem, że potrwa to aż 7 lat...

– Mimo wszystko udało się Panu wrócić do sportu.

– W swoje 29. urodziny stwierdziłem, że przyszedł ostatni moment na ponowne rozpoczęcie kariery sportowej i zrealizowanie części młodzieńczych marzeń. Tym marzeniem było przebiegnięcie maratonu i rozpocząłem przygotowania bardzo ambitnie. Jednak tak długa przerwa spowodowała swoje – po czterech miesiącach intensywnych treningów nabawiłem się kontuzji ścięgna Achillesa. Wówczas zrozumiałem, że na szczyt należy wchodzić rozsądnie tzn. idąc po jednym stopniu zajdziemy dalej niż skacząc po kilka. Stosując tę filozofię po ponad dwóch latach treningów w 1990 roku ukończyłem maraton w Warszawie. Moja żona przyjęła to z wielką radością i ulgą ponieważ jej obiecałem, że zaliczę maraton i na tym koniec... W mojej głowie jednak dopiero wszystko się zaczęło. Po zaliczeniu maratonu rozpocząłem poszukiwania kolejnych wyzwań i je znalazłem – bieg na dystansie 100 km w Kaliszu. Kolejne dwa lata ciężkich treningów i cel osiągnięty – pokonałem ten dystans w czasie 8 h 50 m, by następnego dnia zjechać na dół mojej kopalni na normalną „szychtę”. Przez całą karierę sportową nie korzystałem z żadnych ulg i pracowałem w pełnym wymiarze czasu pracy, godząc obowiązki zawodowe z pracami domowymi, treningami i w końcowym okresie, z pracą społeczną na rzecz mojego klubu. Kolejne lata to kolejne starty i marzenia o jeszcze dłuższych biegach.

– Tak powstał pomysł na udział w biegu 24-godzinnym?

– W 1996 roku właśnie w Warszawie został zorganizowany bieg ciągły trwający 24 godziny. Oczywiście podjąłem wyzwanie i pojechałem pokonać tę kolejną barierę. Żona zrozumiała co jest moją prawdziwą pasją i już nie próbuje mnie powstrzymać, a wręcz mnie wspiera. Ten bieg mam w pamięci jakby się odbył wczoraj – wyjątkowe warunki, temperatura tropikalna i nieprzespana noc przed startem. Mimo tych przeciwności pokonałem dystans 193 km i zająłem trzecie miejsce. Byłem w tym momencie spełnionym człowiekiem. Nagrodę odbierałem z rąk Ireny Szewińskiej. Wróciłem do domu późno w nocy i rano o 7.00 już byłem na dole kopalni w pracy. Była to jedna z najcięższych dniówek w mojej pracy zawodowej, jednak się nie poddałem i na obolałych nogach wytrwałem wykonując swoje zadanie. Ten bieg i to doświadczenie pokazało moje możliwości do pokonywania szczególnych wyzwań. Konsekwencją tego było przygotowanie do biegu ciągłego trwającego 48 godzin, czyli dwie doby. Na taki start zdecydowałem się w marcu 1998 roku w Czechach w hali wystawowej w Brnie. Bieg odbywał się na okrążeniu o długości 250 m. Finał mojego startu to pokonany dystans 309 km i ósme miejsce. W czasie tego biegu na skutek nieodpowiednich butów uszkodzeniu uległo siedem paznokci, które następnie zostały zdjęte. Ten start pozostawił we mnie niedosyt i postanowiłem ponownie wystartować w tej hali. Nadarzyła się okazja w 2000 roku, kiedy odbywały się w Brnie mistrzostwa świata w biegu halowym. Wyciągnąłem wnioski z poprzedniego startu i zmotywowany rozpocząłem bieg. Wytrwałem pełne 48 godzin i uzyskałem rewelacyjny rezultat 370 km 381 m (1481 okrążeń), co pozwoliło zająć trzecie miejsce na świecie i wywalczyć brązowy medal mistrzostw świata. Wynik ten jest rekordem Polski do dzisiaj.

– Ciężka praca sprawiła, że nie było to jedyne marzenie, które udało się Panu zrealizować

– W następnym roku spełniło się moje kolejne marzenie – w wieku 41 lat zostałem powołany do reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy w biegu 24 h. Po raz pierwszy mogłem oficjalnie ubrać biało-czerwoną koszulkę z orzełkiem na piersi w czasie imprezy mistrzowskiej, która odbyła się w Holandii. Moja przygoda z reprezentacją trwa do tej pory (zaliczyłem dziesięć występów na imprezach mistrzowskich). Obecnie jestem kapitanem i kierownikiem, a od początku 2010 roku również pełnomocnikiem PZLA ds. biegów ultra. Starałem się przez te wszystkie lata promować biegi ultra, co przyniosło efekt – w 2008 roku zostały zorganizowane I Mistrzostwa Polski w Biegu 24 h, które odbyły się w Krakowie. Wystartowali wszyscy najlepsi zawodnicy z naszego kraju a ja ustanowiłem swój rekord życiowy przebiegając 226 km 020 m i zdobyłem brązowy medal. W kolejnym roku podjąłem się organizacji MP w biegu 24 h w Rudzie Śląskiej. Mimo podwójnej roli organizatora i uczestnika, podołałem obciążeniom i zdobyłem srebrny medal mistrzostw Polski z podobnym rezultatem 223 km 520 m.

– Ile trzeba pracować by osiągnąć takie sukcesy? Jak wyglądają Pana treningi?

– By myśleć o sukcesach na zawodach, trzeba wykonać porządną „robotę” na treningach. Trenuję sześć razy w tygodniu biegając najdłuższy trening około 50 km w niedzielę, jeden dzień odpoczynku to siłownia i sauna. Trenuję przez cały rok bez względu na temperaturę. W ten sposób hartuję psychikę i siłę woli, która jest konieczna przy kryzysowych momentach w biegach ultra.

– Mamy początek roku. Jakie ma Pan plany na rok 2013?

– Moje główne wyzwanie sportowe na 2013 rok to bieg indywidualny do Watykanu z okazji 35. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na stolicę piotrową. Start planuję 24 września, natomiast metę w Watykanie osiągnę 16 października, przebiegając przez 22 dni dystans 1550 km.


Komentarze