Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Inna czaruje bańkami

09-11-2017, 11:46 Joanna Oreł

Inna Biliaieva szturmem podbiła serca – najpierw mieszkańców Rudy Śląskiej i Śląska, a później i całego kraju. Mieszkająca w Rudzie Śląskiej artystka dostała się do finału dziesiątej edycji „Mam Talent”, bo jej pokazy baniek mydlanych to prawdziwa sztuka i widowisko.

– Decyzją jurorów dostałaś się do finałowej dziesiątki. Spodziewałaś się tego?

– Już samo dostanie się do półfinałów było dla mnie zaskoczeniem. Przed tym pierwszym występem nawet nie miałam czasu na myślenie i stres, bo kiedy inni przygotowywali się do wyjścia na scenę, ja pojechałam jeszcze na nagranie spotu do Elektrowni Szombierki, gdzie już poznałam Marcina Prokopa i Szymona Hołownię oraz całą ekipę realizatorską. Jak wróciłam do programu to tylko szybko przebrałam się do zdjęcia i przyszedł czas na występ. No i stało się. Na próbie wszystko wychodziło, a przed samym wyjściem na scenę jedna bańka za drugą pękały. Dopadł mnie ogromny stres, bo miałam poukładany w głowie cały występ, a tu trzeba było na szybko opracować plan awaryjny. Na szczęście podczas samego pokazu wszystko poszło dobrze i dostałam trzy głosy na „tak”. Jednak na ogłoszenie wyników i wybranie 40 półfinalistów pojechałam bez przekonania, że się dostanę. Stwierdziłam, że nie będę się stresować, bo i tak nie przejdę dalej. Natomiast kiedy okazało, że się dostałam, to aż nogi ugięły się pode mną z radości. Z kolei z występem pierwszej ósemki półfinalistów, w którym ja brałam udział, było tak, że kiedy dowiedziałam się, z kim będę startowała, to szczęka mi opadła. Najbardziej zależało mi jednak na tym, żeby publiczność zapamiętała mój występ. Zapamiętała pokaz baniek mydlanych, który może być sztuką.

– No i to Ci się udało... Opowiesz o tym, jak zaczęła się Twoja przygoda z tą sztuką?

– Mam wykształcenie muzyczno-pedagogiczne i od 2008 roku pracowałam w przedszkolach. Po kilku latach wróciłam z Odessy, gdzie mieszkałam, do rodzinnej Winnicy na Ukrainie i jako że zawsze ciągnęło mnie do robienia baniek, to postanowiłam zrealizować swoje marzenie. Najpierw zajmowałam się tym amatorsko w domu, a z czasem założyłam firmę, zajmującą się robieniem animacji z bańkami. Zawsze chciałam jednak, żeby ujrzała to większa liczba osób. W 2015 roku zobaczyłam występy Fana Younga, który jest chyba najsłynniejszym bańkarzem na świecie. To, co robi, jest niesamowite. Postanowiłam więc pojechać na szkolenie do Rosji, które na tamten moment kosztowało 12 moich wypłat. 80 proc. umiejętności, które prezentowano na tym szkoleniu, już miałam, ale chodziło mi o te 20 proc., czyli co zrobić, żeby wywołać efekt „wow”. Chodziło o dodanie smaczków, które sprawiają, że występ staje się widowiskowy. Od tego szkolenia zaczęłam się zajmować bańkami profesjonalnie.

– Czy to oznacza, że już nie stresujesz się na scenie?

– Tyle lat zajmuję się tym, a stresuję się tak samo za każdym razem. Obojętnie, czy jest to pokaz dla dzieci, czy na weselu, czy na scenie. Za każdym razem, kiedy wychodzę z pokazem to ręce mi się trzesą. Taki stres trwa zazwyczaj 10-15 sekund, później mija. Kiedyś próbowałam rozpoczynać od wypuszczania baniek, ale bywało, że ręce mi się tak trzęsły, że nie byłam w stanie trafić w kółeczko. Ale mam już na to sposób. Zaczynam od pokazu wypuszczania z rurki małych baniek, co zawsze mi wychodzi. Pomaga mi też patrzenie na to, jak reaguje publiczność. Na oczy widzów, którzy nie wierzą w to, co widzą. Oczywiście bywają występy, po których jest mniej lub więcej oklasków, ale z głosów po pokazach wiem, że to co robię, podoba się wszystkim, tylko każdy w mniej lub bardziej otwarty sposób pokazuje swoje emocje.

– Jak przygotowujesz się do występów?

– Tych tricków, które już znam i zawsze wykorzystuję, nie trenuję, a szlifuję podczas pokazów. Tak jak z grą na instrumencie – po latach ćwiczeń nie zapomina się podstaw. Natomiast nowe sztuczki testuję w domu. Receptura, z czego robię poszczególne bańki, jest tajemnicą. Bo w zależności od tego, jaki to ma być pokaz i w jakich warunkach (światło, powietrze), proporcje są różne. Taka próba trwa ok. 40 minut, natomiast po niej cały dom jest w płynie i w wodzie, więc kolejne 30 minut razem z całą rodziną poświęcamy na sprzątanie.

– Kiedy ponownie zobaczymy Cię w programie „Mam Talent”?

– Finał odbędzie się w grudniu i już teraz zapraszam do oglądania.

– Ostatnie pytanie, ale pewnie wielu zastanawia się nad Twoją odpowiedzią... Jak to się stało, że wybrałaś Rudę Śląską na swój drugi dom?

– To nie ja wybrałam Rudę Śląską, a Ruda Śląska wybrała mnie. Poznałam partnera z Rudy Śląskiej i życie na walizkach oraz odwiedzanie siebie przy takiej odległości, stały się męczące. Postanowiłam więc w sierpniu ubiegłego roku, że przyjadę na Śląsk i tutaj kupię mieszkanie. Obejrzałam tylko jedno i od razu zdecydowałam się. W zasadzie w Rudzie Śląskiej zobaczyłam tylko rynek i kilkadziesiąt metrów Nowego Bytomia. Szybko jednak przekonałam się o tym, że podoba mi się tutaj i jestem bardzo zadowolona. I jeszcze jedno – ludzie. Podczas pewnego pokazu jeden z widzów podszedł do mnie i zapytał: „Dlaczego Pani wybrała Polskę? Przecież tutaj nie ma nic ciekawego, Polacy marudzą, a Ukraińcy to tacy fajni ludzie”. Tymczasem ja mieszkam tutaj rok i żadnego takiego człowieka nie spotkałam. Nikt w Polsce nie robił mi pod górkę i trafiam na przyjaznych ludzi. Wydaje mi się, że wszystko zależy od podejścia.


Komentarze