Facebook
Aktualny numer

Najlepszy tygodnik i portal społeczno-kulturalny
w Rudzie Śląskiej

Był o krok od śmierci. Teraz nakręci o tym film

21-02-2018, 09:24 Joanna Oreł

Na 19 stycznia Andrzej Frat wraz z dziewczyną umówili wymianę piecyka w łazience, który nagrzewał się zbyt szybko. Gdyby nie cud lub szczęście, jak podkreśla 27-latek, mogłoby się okazać, że spóźnili się o cztery dni. 15 stycznia młody filmowiec z Rudy Śląskiej podczas kąpieli zaczadził się i stracił przytomność. Stężenie tlenku węgla w jego krwi wynosiło 27 proc. Andrzej zdołał się jednak przebudzić i wydostać z łazienki. Dziś przyznaje, że wydarzenie to zmieniło jego życie i dlatego zamierza nagrać dwa filmy na temat czadu. – Chcemy wstrząsnąć widzem. Dać mu do myślenia – zaznacza 27-latek.

Cichy zabójca, jak nazywany jest czad, pojawił się w mieszkaniu Andrzeja ok. godz. 2 w nocy. – Moja dziewczyna już spała, a ja po pracy postanowiłem się wykąpać. Kiedy wstałem i chciałem sięgnąć po ręcznik, po prostu ścięło mnie z nóg i urwał mi się film. Nie pamiętam samego upadku. Natomiast po jakimś czasie obudziłem się na ziemi po raz pierwszy i stwierdziłem, że po prostu przyjemnie mi się leży. Nie docierało do mnie, że dzieje się coś złego ze mną, a woda zalewa mieszkanie – opowiada 27-latek, mieszkający w Rudzie Śląskiej. – Po jakimś czasie znowu się obudziłem i wtedy miałem przebłyski, że następnego dnia mam dwa ważne spotkania w związku z pracą i chyba się na nie spóźnię, ale nie wiedziałem dlaczego. Nie umiałem połączyć faktów. Leżałem dalej, woda zalała już całe mieszkanie i znowu straciłem przytomność – wyjaśnia.

Po trzech godzinach leżenia w zaczadzonym pomieszczeniu ok. godz. 5 Andrzej obudził się po raz kolejny. – W tym momencie dotarło do mnie, że chyba mam duży problem. Przypomniał mi się artykuł o zaczadzeniu, skomentowany przez osobę, która kiedyś zatruła się tlenkiem węgla w wannie. Pisała ona, że w momencie zaczadzenia leżała i czekała na śmierć, bo wiedziała, że się nie wydostanie. Wtedy zacząłem walczyć o życie. Po licznych próbach w końcu przeniosłem się do sypialni. Tam ubrałem się, obudziłem swoją dziewczynę i powiedziałem, że chyba zatrułem się czadem, ale chcę tylko tabletkę na ból głowy, cukierek i idę spać, bo mam rano ważne spotkania – wspomina 27-latek.

Ostatecznie jednak wezwano pogotowie. Andrzej trafił do ośrodka ostrych zatruć w Sosnowcu. – Tam spędziłem cztery dni na licznych badaniach i leczeniu. Bałem się przede wszystkim, że będę miał uszkodzony mózg. Bo też i lekarze podkreślali, że trzy godziny leżałem w zaczadzonym pomieszczeniu i miałem 27 proc. stężenia tlenku węgla we krwi. Na szczęście testy i badania wyszły pozytywnie. Myślę, że uratowało mnie to, że z racji małej łazienki siłą rzeczy upadłem w pobliżu kratki wentylacyjnej i miałem dostęp do świeżego powietrza. Bardzo ważne jest to, żeby podjąć decyzję za osobę zaczadzoną. Bo nie wiadomo, co by było rano, gdyby moja dziewczyna nie zadzwoniła na pogotowie – zaznacza Andrzej Frat.

Z racji wydarzeń, jakie mu się przytrafiły, 27-latek który z zawodu jest filmowcem, postanowił nakręcić film. – Czuję się z tym tematem związany dożywotnio, bo moje ocalenie – czy ktoś jest wierzący, czy nie – to był albo cud, albo niesamowite szczęście. Dlatego postanowiłem stworzyć kampanię złożoną z filmów – wyjaśnia Andrzej.

Pierwszy z filmów, ok. 120-sekundowy, ma powstać w marcu i będzie bazował na tym, co spotkało 27-latka. – Jeżeli do ludzi dotrze, że robił to człowiek, który sam przeżył zaczadzenie, przekaz będzie jeszcze lepszy – zapowiada autor. Drugi z filmów ma powstać w kwietniu i będzie opowieścią osób, które także zaczadziły się, ale przeżyły. Hasłem kampanii ma być „Obudź czujność. Nie zasypiaj na zawsze”.

Jak pokazują statystki, Straż Pożarna w Rudzie Śląskiej ma coraz więcej wezwań o podejrzeniu ulatniania się tlenku węgla. Rocznie jest to prawie 200 interwencji. – Tych wyjazdów jest coraz więcej, bo rośnie także świadomość naszych mieszkańców. Na szczęście w większości były to tzw. alarmy w dobrej wierze i wynikające np. z wadliwego działania czujki, czy rozładowanych baterii, a nie z faktycznego zagrożenia – podkreśla Andrzej Małysiak, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Rudzie Śląskiej.

Takich jednak nie brakuje. W 2016 roku łącznie w naszym mieście poszkodowanych z powodu uwalniającego się tlenku węgla było 65 osób (brak ofiar śmiertelnych), a rok temu 72 osoby, w tym jedna ofiara śmiertelna. – By temu zapobiegać, rozdajemy darmowe czujki w miejscach, gdzie np. powtarzają się interwencje związane z tlenkiem węgla. Podczas naszych prelekcji, akcji społecznych i kampanii uświadamiany także mieszkańców, m.in. by nie uszczelniali zbyt mocno okien i drzwi oraz by palili materiałami dozwolonymi, a nie np. śmieciami, przez co szybko zatykają się przewody spalinowe – zaznacza komendant.

Jak podkreśla Andrzej Małysiak, najwięcej problemów występuje w przypadku starego budownictwa. – Niestety w przypadku budynków prywatnych, ogrzewanych węglem, ciężko dostać się do ich właścicieli, żeby porządnie wyczyścić komin, sprawdzić ciąg w kominie oraz czy wentylacja jest odpowiednia – wyjaśnia Marcin Jasiński, mistrz kominiarski. – W przypadku mieszkań w budynkach spółdzielni z kolei problemem jest to, że ludzie doszczelniają wszystkie okna i drzwi. Zmorą tych wszystkich budynków są ponadto podzielniki. Ludzie próbują oszczędzać na ogrzewaniu, zakręcają grzejniki i doszczelniają okna, żeby było ciepło – dodaje.

W tym momencie szwankuje wentylacja i może dojść do cofnięcia do mieszkań powietrza z kratek wentylacyjnych i przewodów pieców. – Dodatkowo zamykanie kratek wentylacyjnych w łazienkach i zużywanie się przez to tlenu w powietrzu powoduje, że jego ilość spada. Aby uniknąć tego typu sytuacji, konieczna jest stała wentylacja i przewietrzanie mieszkań – podsumowuje komendant Andrzej Małysiak.


Komentarze